Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (494)



Liga dobiła do półmetka. Na ten moment najbliżej mistrzostwa ligi jest Moore, ale obrońcy tytułu, ZiP Kalina, mają do rozegrania jeden mecz więcej i mogą zrównać się punktowo z ekipą Marcina Urbana. Na dnie jest Bempresa, ale niewiele wyżej Poker Team i Widok, czyli dwie utytułowane firmy. "Karciani" niepowodzenia w OLS odbili sobie z nawiązką w warszawskim turnieju Kia Champ, w którym nagrodą głowną był wyjazd na ćwierćfinałowy mecz Mistrzostw Świata w Rosji. Poker Team wygrał ten turniej i w lipcu ekipa Wojciecha Krzymowskiego zawita do krainy Władimira Putina, gdzie nie tylko obejrzy piłkarski spektakl, ale także uczestniczyć będzie w światowym turnieju Kia Champ. Brawo, Poker!
Ale też brawa dla wszystkich ligowców OLS 2018, bo na półmetku nie pożegnaliśmy się z żadnym zespołem, a przeważnie w tej fazie sezonu ktoś był już za "walkowerową" burtą.

III liga: Inża Team – Krupniki07 0:1 (0:1)
Powoli organizator może zapominać o śnieżycach, które nawiedziły Lublin w marcu, przez co odbyć nie mogła się niemal cała 2. kolejka. W środę rozegrano ostatnią zaległość z tamtej serii spotkań. Krupniki osłabione brakiem m.in. Norberta Iwanka i Adriana Prażmo, rywalizowały z silną drużyną Inża Team. W początkowej fazie meczu lepiej wyglądała właśnie drużyna z Inżynierskiej, ale przebić się przez silne zasieki obronne Krupników to nie lada sztuka. W 12 min padł gol na 1:0 dla drużyny Tomasza Sijewskiego. Z rzutu wolnego ładnie przymierzył Grzegorz Kosik. W drugiej części Inża bezskutecznie próbowała odrobić straty, a Krupniki nie wykorzystały wielu okazji na podwyższenie rezultatu. Bardzo dobrą partię w bramce Inży rozegrał Robert Skomro, choć i Michał Pyć zasłużył na słowa pochwały. Gole nie padały, ale w końcówce zrobiło się nerwowo. Wyraźnie zirytowani własną niemocą gracze Inży dopuścili się kilku nieładnych zagrań, a zdecydowanie najbardziej przesadził Piotr Nowakowski, który kopnął swojego rywala bez piłki, za co obejrzał czerwoną kartkę.

III liga: Krupniki07 – FC Kośminek 2:1 (1:0)
Krupniki w środę rozgrywały dwa mecze i udało im się zgarnąć komplet punktów. W drugim spotkaniu rywalem lidera tabeli był słabo grający Kośminek. Krupniki zagrały swoje – bez forsowania tempa, ale konsekwentnie do celu. A gdy samemu nie potrafi się trafić do siatki, można liczyć na pomoc rywali. Tak było w 13 min, kiedy to po rzucie rożnym i serii bilardowych zagrań między graczami Kośminka, ostatecznie piłka odbiła się od Tomasza Krysy i wpadła do bramki. Kośminek odgryzał się sporadycznie, jakby trochę bez wiary. W dodatku Michał Pyć bronił bez zarzutu. W 21 min po zagraniu z lewej flanki od Adama Psujka, nogę do piłki dostawił Kamil Młynarski i zrobiło się 2:0. Można było sądzić, że jest „po ptokach”, ale w 25 min Adam Aina doprowadził do wyniku kontaktowego. Mało tego, Kośminek miał po kontrze jeszcze okazję na wyrównanie, ale zmarnował ją. Paradoks polega na tym, że grający kilka klas poniżej własnych możliwości Aina, wciąż jest największych zagrożeniem w ofensywie teamu Jarosława Gosia.

II liga: MW Lublin – Gliniana 4:7 (0:4)
Pierwotnie mecz miał odbyć się w niedzielę, jednak na prośbę "Fioletowych" zmagania przeniesiono na termin środowy, w Dominowie. Duże słowa uznania należą się drużynie MW Lublin, która przystała na taką propozycję. Samo spotkanie od początku ułożyło się po myśli lidera II ligi, który już w pierwszej połowie zaaplikował outsiderowi aż cztery bramki. Druga odsłona gry przypominała już mecz hokeja na lodzie. Podrażnione MW zdołało cztery razy umieścić piłkę w bramce Glinianej, ale owe gole przeplatały się z bramkami rywali i w ostatecznym rozrachunku z tej strzelaniny zwycięsko wyszła ekipa w biało-fioletowych strojach. Godny podkreślenia jest fakt, iż mecz toczył się w atmosferze fair play i prowadzący zawody Andrzej Gutek sporadycznie używał gwizdka. Mimo aż jedenastu goli w tym meczu, ani jeden gracz nie pokusił się o hat-tricka. Dublety zanotowali zaś Mirosław Lato z MW Lublin oraz wszędobylski Kamil Dudek i Mikołaj Poniatowski z Glinianej.

Ekstraliga: Antique – Politechnika Lubelska 3:2 (1:1)
Rzadko zdarzają się takie mecze jak ten, kiedy jedna drużyna ma wyraźną przewagę, a mimo to przegrywa, mając przy tym gigantycznego pecha. Tak było w zaległym meczu 10. kolejki między Antique a Politechniką. Drużyna Krzysztofa Chilimoniuka objęła prowadzenie już w 2 min za sprawą Marcina Bijasa. Politechnika przejęła inicjatywę i w 8 min Dominik Struk odpowiedział pięknym strzałem w okienko. Były to jedyne gole trafienia w pierwszej odsłonie, ale zarysowała się już wyraźna inicjatywa „Polibudy”. Apogeum tego stanu rzeczy przyszło w drugiej połowie. Jakub Baran spisywał się bardzo dobrze, ale poza tym aż pięć razy pomagały mu słupki! Tymczasem Antique nie marnowało amunicji. Dwie okazje Kamila Cieśli zakończyły się dwoma bramkami. W końcu w 33 min Dawid Pikul zdołał zdobyć gola kontaktowego i napór ekipy Andrzeja Kurysa trwał nadal, do ostatniej akcji meczu, w której Pikul oddał świetny strzał z woleja, niechybnie zmierzający do siatki. Tym razem nie Baran i nie słupek przyszły „Stolarzom” w sukurs – piłka trafiła w zawodnika Politechnika, Daniela Pietrasa, co było najlepszym podsumowaniem tego meczu. Sami zawodnicy zwycięskiej drużyny nie kryli po meczu, że był to wielki fuks.

Ekstraliga: Poker Team – Ipso Iure 4:4 (3:2)
Po raz kolejny Poker Team nie mógł pochwalić się zbyt szerokim składem – brak rezerwowych i nominalnego bramkarza nie stawiał czterokrotnych mistrzów ligi w dobrej sytuacji przed starciem z Ipso Iure. Początek zdawał się to potwierdzać, bo „Prawnicy” objęli dwubramkowe prowadzenie. Pierwszy to wspaniały strzał z dystansu w wykonaniu Dawida Ptaszyńskiego, prawie z połowy boiska. Klasyczny „spadający liść” zaskoczył Piotra Barana. Druga bramka to efekt błędu „Baranka” przy próbie gry w przewadze – strata i Krystian Okoniewski pomknął na pustą bramkę. Jeśli w tym momencie ktoś skazywał „Karcianych” na pożarcie, srogo się pomylił. Między 16 a 18 min ekipa Wojciecha Krzymowskiego zdobyła trzy gole i odwróciła losy meczu. Kontaktowego gola zdobył Łukasz Mietlicki, który już wcześniej był blisko szczęścia. Wyrównał Grzegorz Góral. Z kolei bramka na 3:2 to dobry strzał z półwoleja w wykonaniu Bartosza Nogasa. Po zmianie stron faul Arkadiusza Ciągło na Przemysławie Skrzypczyńskim zakończył się rzutem karnym dla Poker Teamu i golem Mietlickiego na 4:2. Teraz to Ipso Iure potrzebowało zrywu. Sygnał dał Radosław Szynkaruk. Jego mocny strzał powędrował w sam środek bramki, ale Baran niespodziewanie przepuścił piłkę między rękami. Z minuty na minutę robiło się coraz ciekawiej. Ipso Iure postanowiło zaryzykować i zagrać va banque. „Lotnym” bramkarzem został Ptaszyński. Dobre rozegranie piłki wyprowadziło na czystą pozycję Arkadiusza Ciągło, który źle przyjmując piłkę… zdobył gola na 4:4! Ipso remis nie zadowalał i efektem tego mogła być strata pełnej puli. Wojciech Krzymowski pędził na pustą bramkę, ale zamiast strzelać, zbyt długo prowadził piłkę i zaprzepaścił znakomitą okazję. Ogólnie obie drużyny miały w tym meczu całkiem sporo zmarnowanych szans, ale nie zmienia to faktu, że obejrzeliśmy dobre spotkanie, prowadzone w bardzo sportowej atmosferze. Za to spore brawa dla obu ekip.

I liga: Wściekłe Psy – Malagenia 2:2 (0:1)
W pierwszym sobotnim meczu naprzeciw siebie stanęły Wściekłe Psy i Malagenia. Faworyta starcia wskazać było łatwo, bowiem Malagenia znajduje się w wysokiej formie, a Wściekłe Psy zamykają tabelę zaplecza Ekstraligi. W tym dniu ekipa Pawła Kępki miała jednak duży problem z przebiciem się pod bramkę Pawła Żydka i tworzenie klarownych szans. „Wściekli” bronili się dobrze, jednak do pewnego momentu, kiedy nie pokryli Mateusza Siedleckiego. Tomasz Bronikowski zamarkował strzał z rzutu wolnego, ale dograł do dobrze ustawionego kolegi, a ten wykonał wyrok. Już na początku drugiej połowy Wściekłe Psy wyrównały. O czym myślała defensywa Malagenii, totalnie zostawiając Mateusza Sadowskiego? Nie wiemy. Wiemy, że to nie był na pewno najtrudniejszy gol w karierze Sadowskiego. Malagenia w 18 min odzyskała prowadzenie i znów w roli głównej wystąpił Siedlecki. Popularny „Ducho” w sytuacji sam na sam z Żydkiem nie stracił głowy, delikatnie podciął piłkę i umieścił ją w bramce – kunszt i klasa. Jednak Wściekłe Psy zasłużenie wywalczyły w tym meczu remis – w 22 min do siatki trafił Marcin Kierepka.

I liga: Underground Poker League – Zawsze Spoko 4:1 (3:0)
Bez zmienników, w mocno przetrzebionym składzie Zawsze Spoko nie było w stanie nawiązać wyrównanej rywalizacji z ekipą UPL. Już w 1 min Michał Jung otworzył wynik meczu, a niedługo potem dostał okazję na podwyższenie z rzutu karnego, po tym jak ręką we własnym polu karnym zagrał Marcin Ożga. W 10 min o sobie dał znać Artur Nehring i na przerwę team Michała Styka schodził z trzybramkowym deficytem. W drugiej połowie UPL nie był już tak wydajny. Stracił nawet gola – faul Junga na Kamilu Wawrzyńczuku zakończył się rzutem karnym, którego na gola zamienił sam poszkodowany. Wynik spotkania w 23 min ładnym, precyzyjnym uderzeniem ustalił Nehring. Mimo że był w tym meczu nieskuteczny, to i tak wracał do domu z dubletem.

IV liga: KS Świeżaki – Szemrani 3:0 walkower
Szemrani nie zebrali składu na mecz ze Świeżakami i już w piątek zgłosili organizatorowi poddanie spotkania.

III liga: GOL-asy – SKP Sport 2:1 (1:1)
Spotkanie z SKP Sport rozpoczęło się po myśli GOL-asów. W 2 min z piłką ruszył Piotr Rój – mimo że był faulowany, to utrzymał się przy futbolówce, Aleksandra Siejka zastosowała przywilej korzyści, Rój oddał strzał, a Rafał Rzeczycki w sobie tylko znany sposób przepuścił piłkę do bramki. SKP Sport wyrównał tuż przed przerwą. Uderzenie zza pola karnego w wykonaniu Michała Babiarza było soczyste i precyzyjne. Tego samego nie można powiedzieć o bramce rozstrzygającej tej zacięty, ale chaotyczny mecz. W 24 min z rzutu wolnego uderzył Paweł Tycyk. Piłka zmierzała na słupek, a próbujący w pokraczny sposób interweniować Jan Cegiełka wkopał ją sobie do własnej bramki… Dwa typowe piłkarskie „brzydkie kaczątka” zdecydowały o wygranej GOL-asów 2:1.

IV liga: Limuzyna z Lublina – Stara Gwardia 4:1 (1:1)
Co zapamiętamy z meczu Limuzyny ze Starą Gwardią? Na pewno przewagę umiejętności Limuzyny, która sięgnęła do nieco głębszych rezerw, by zebrać mocny skład na ten mecz i okazało się to dobrym posunięciem. Drugą rzeczą, którą zapamiętamy jest na pewno fantastyczny gol Daniela Borzęckiego na 1:1. Obrońca Gwardii huknął z rzutu wolnego i zaliczył typową „brazylianę”, po której wszyscy koledzy na podwórku powiedzieliby „WOW!”. To była odpowiedź na trafienie Pawła Szymańskiego na 1:0. W drugiej odsłonie Limuzyna wrzuciła jednak wyższy bieg, a dziurawa obrona drużyny Grzegorza Kuśmirka popełniała błędy. Gole Huberta Taradysia i Roberta Kisiela oznaczały, że Gwardia potrzebuje nagłego zrywu, by zdobyć punkt. Takim impulsem byłby na pewno gol. No ale raczej nie samobójczy. Bartłomiej Sroka w dość niezrozumiały sposób, nieatakowany, przeciął dośrodkowanie z lewej strony jednego z zawodników Limuzyny i pokonał własnego bramkarza…

II liga: CH Olimp – MW Lublin 4:1 (2:0)
MW Lublin mimo całkiem mocnego personalnie składu nie było w stanie zdobyć punktów w rywalizacji z Olimpem. Już w 2 min na przebój poszedł Przemysław Gdula. Był faulowany, ale umiejętnie zastosowany przez sędziego przywilej korzyści dał mu możliwość dokończenia akcji i zdobycia bramki. Taki początek był dla MW Lublin jak cios obuchem w głowę. W 10 min wynik pierwszej połowy na 2:0 ustalił Łukasz Galant. Gdy w 15 min Sławomir Portka wpakował piłkę do własnej bramki, sytuacja zespołu nieobecnego Grzegorza Stępnia zrobiła się już bardzo trudna. Spece od felg wyraźnie nie mieli w tym dniu lidera, który pociągnąłby cały zespół. To także zasługa dobrze funkcjonującej gry obronnej rywala. W 21 min padł gol Galanta na 4:0, a MW Lublin uratowało swój honor minutę później, trafieniem Marcina Sitko.

III liga: Napad Na Bank – Va Bank 2:4 (2:2)
„Bankowe derby” zakończyły się bez niespodzianki, choć swąd takowej dwukrotnie unosił się na boiskiem przy ul. Śliwińskiego, bo Napad dwukrotnie prowadził, po bramkach Łukasza Muchy i Marka Szewczyka. Dwukrotnie Va Bank szybko odpowiadał trafieniami Karola Wróbla i Piotra Sadowskiego. Kluczowa dla losów spotkania bramka padła w 20 min, kiedy to Karol Wróbel znalazł się w polu bramkowym rywali w odpowiednim czasie i skutecznie dobił strzał jednego z kolegów. W doliczonym czasie gry Marcin Śmigielski popisał się skutecznym strzałem głową i postawił kropkę nad „i”. Napad po zdobyciu pierwszych punktów wyraźnie miał chrapkę na pójście za ciosem, ale zabrakło nieco wyrachowania. Doświadczenie Va Banku wzięło górę.

Puchar Ligi: Bempresa – RKS Perła 1:0 (0:0)
W ćwierćfinale Pucharu Ligi zobaczymy Bempresę, która po wyrównanym meczu ograła innego ekstraligowca – Perłę. Inna sprawa, że jak na dwóch przedstawicieli najwyższej ligi, to mecz stał na kiepskim poziomie. Rozstrzygnęła go akcja z 23. minuty. Bartłomiej Barwiak otrzymał świetne podanie od Wojciecha Paszczuka. Krzysztof Flis nie zdołał powstrzymać byłego napastnika Marmoty, ten pakował piłkę już do praktycznie pustej bramki, ale wtedy futbolówkę ręką nad poprzeczką strącił Kamil Świrydo. Efekt? Oczywiście rzut karny i czerwona kartka. Barwiak ustawił piłkę na wapnie i pewnym strzałem pokonał bramkarza „Piwoszy”. To był złoty gol na wagę awansu.

IV liga: Hanys Team – ABM Polska 4:2 (3:1)
W czołówce IV ligi utrzymuje się Hanys Team. W sobotę przy Grabskiego drużyna w białych strojach ograła ABM Polska, głównie dzięki dobrej i skutecznej grze w pierwszej połowie. Wprawdzie w 4 min to ABM objął prowadzenie po bramce Pawła Anioła, ale Hanys spokojnie dążył do celu i pod koniec pierwszej połowy worek z bramkami został rozwiązany na dobre. Michał Błaszczak, Sebastian Janicki i Mateusz Ceran dali swojej drużynie wynik 3:1. W 19 min Rafał Błaszczak trafił na 4:1 i jakiekolwiek wątpliwości były rozwiane, a gol Rafała Lisieckiego z końcówki drugiej połowy jedynie otarł łzy przegranych.

II liga: Mat-Geo – Herbowa 4:4 (1:2)
Spotkanie Mat-Geo z Herbową było bardzo ciekawe, ale zapamiętamy je głównie przez pryzmat skandalu, którym się zakończyło. Jednak po kolei… Herbowa przez całe 25 minut grała z liczebną przewagą, bowiem Mat-Geo przybyło na boisko w zaledwie pięcioosobowym składzie. Jednak na boisku kompletnie nie było tego widać. Gracze Mat-Geo poruszali się po placu gry znacznie żwawiej, a szczególnie tyczy się to Mateusza Rewerskiego i Michała Młynarczyka. Dzięki temu ekipa z osiedla Błonie nie potrafiła zaakcentować swojej przewagi jednego zawodnika. Do przerwy jednak prowadziła 2:1, bo na bramkę Młynarczyka odpowiedzieli Michał Sochan i Piotr Grabowski. Gol na 1:0 był zresztą kuriozalny. Młynarczyk wyszedł sam na sam z bramkarzem po tym jak piłka odbiła się… od sędziego. Zgodnie z przepisami arbitra należy traktować jak powietrze, a gracze Herbowej najwyraźniej o tym zapomnieli. W drugiej połowie Michał Sochan podwyższył na 3:1, ale Mat-Geo w ciągu czterech minut zdołało wyrównać po dwóch bramkach Mateusza Rewerskiego. W 21 min Herbowa odzyskała prowadzenie, a na listę strzelców wpisał się Paweł Goljanek. Jednak dwie minuty później sędzia Szymon Kula podyktował rzut karny dla Mat-Geo za zagranie piłki ręką przez jednego z zawodników z seledynowym stroju. Okazja została zamieniona na bramkę przez Krzysztofa Gustawa, a ta decyzja ta mocno rozsierdziła szczególnie Michała Sochana. Po ostatnim gwizdku remisowego meczu zachował się on karygodnie, ubliżając sędziemu, grożąc mu, a finalnie rzucając w niego butelką z wodą. Ligowy pręgierz nie ominie kierownika Herbowej…

IV liga: meble-ars.pl Zjednoczeni – Szukamy Sponsora 4:1 (2:1)
Ekipa Szukamy Sponsora mimo dzielnej i walecznej postawy, nie miała większych szans w rywalizacji ze Zjednoczonymi. Już w 1 min ładną, sprytną bramkę zdobył Sebastian Zlot. Drużyna w niebieskich koszulkach potrafiła odpowiedzieć za sprawą Kamila Marczuka, który huknął z rzutu wolnego i dzięki małemu rykoszetowi pokonał bramkarza. Taki wynik utrzymał się jednak tylko dwie minuty, bo w 8 min na 2:1 trafił Konrad Wabik, rozpoczynając swój strzelecki festiwal, zakończony w drugiej połowie hat-trickiem. Goli mogło być więcej, ale Wabik i spółka zmarnowali jeszcze kilka okazji, w tym m.in. rzut karny, z którym poradził sobie Tomasz Gawroński, prowodyr „jedenastki”.

Ekstraliga: Primavera – Bempresa 1:1 (0:0)
Niedziela z OLS rozpoczęła się od niezłego meczu Primavery z Bempresy. Wyżej notowany w tabeli beniaminek miał dość przeciętny skład, ale przewagę stanowiła na pewno pozycja bramkarza, gdzie stał fachowiec zaznajomiony z tematem – Grzegorz Gieroba. Vis-a-vis z musu stał Mariusz Kędra. Pierwsza połowa goli nie przyniosła. Trudno też mówić o wyraźnej przewadze którejś ze stron. Patrząc na personalia, gra Bempresy była jednak nieco rozczarowująca. W drugiej połowie zmieniło się to na plus, ale 10 minut po przerwie po solowej akcji Przemysława Małaja, który był kilkukrotnie faulowany, sędzia zastosował korzyść, a Małaj zdołał dograć piłkę do Mateusza Kilarskiego. Ten zaś umieścił ją w bramce Bempresy. Od tego momentu przewaga ekipy Mariusza Kędry była już bardzo wyraźna. Długo jednak Gieroba bronił na tyle dobrze i szczęśliwie, by zachowywać czyste konto. Przełamał to Tomasz Wnuk, który przymierzył mocno i precyzyjnie – piłka odbiła się od słupka i zatrzepotała w siatce. Primavera po zmianie stron wyraźnie opadła z sił, ale ogólnie za cały mecz należą jej się brawa. Bempresa zbyt późno zaczęła wykorzystywać naprawdę silny skład, jaki tego dnia udało jej się zebrać. Niezłe zawody i sprawiedliwy remis.

II liga: Plaga Szczurów – Undefined Team 0:2 (0:0)
Przez ponad 19 minut meczu Plagi Szczurów z Undefined Team utrzymywał się bezbramkowy remis i nie oglądaliśmy zbyt wielu groźnych okazji. Jedni i drudzy trzymali się w szachu i ograniczali głównie do strzałów z dystansu. W 19 min wszystko zmieniło się po rzucie wolnym egzekwowanym przez Dawida Mazuruka. Wcześniej błąd popełnił jednak sędzia Adrian Mańko, który powinien podyktował rzut karny, bo ręka Przemysława Saniaka miała miejsce w polu karnym. Arbiter uznał jednak, że „Nieokreślonym” należy się rzut wolny. „Szczury” zmuszone do odważniejszej gry nadziały się w 24 min na kontrę, którą pewnie sfinalizował Michał Krzak, najlepszy zawodnik tego meczu.

IV liga: KS Marmota – PKS BIGOS 6:0 (1:0)
To nie było zbyt ciekawe spotkanie. Marmota szybko objęła prowadzenie, po precyzyjnym strzale Krzysztofa Kawki, by potem przez ponad kwadrans bić głową w mur i prezentować grę niegodną lidera tabeli. BIGOS nie odpowiadał jednak praktycznie niczym i w końcu „Świstaki” rozwiązały worek z bramkami, aplikując przeciwnikowi jeszcze pięć trafień. Co ciekawe, każdą z sześciu bramek dla Marmoty zdobył inny zawodnik. Jedną Bartosz Sareło, były gracz BIGOS-u, co było swoistym smaczkiem tej rywalizacji. Ogólnie jednak był to mecz bez historii.

III liga: Inża Team – FC Fabryka Formy 0:6 (0:3)
Gładkie zwycięstwo nad Inżą odniosła Fabryka Formy. Dla zespołu Andrzeja Czaplińskiego szybki powrót na zwycięską ścieżkę był szczególnie ważny, bowiem przed tygodniem drużyna potknęła się, remisując 1:1 z GOL-asami. Tym razem jeden z faworytów do awansu nie zawiódł, a szybkie otwarcie wyniku przez Tomasza Świstaka miało spore znaczenie. Za ciosem poszedł Mateusz Król, a gol nr 3 to „samobój”. Trzy bramki przed przerwą i trzy kolejne po zmianie stron. Znów Król, potem Michał Zagrodniczek, a na koniec także Radosław Mazur, który wcześniej nie mógł się odnaleźć, rozgrywając kiepskie spotkanie, szczególnie jak na swoje ponadprzeciętne możliwości. Inża zawiodła. Pojedyncze szarże Marcina Nowakowskiego to za mało. Na dodatek kiepski dzień miał Robert Skomro, bramkarz ekipy z Inżynierskiej, który jeszcze w środę prezentował się w starciu z Krupnikami wręcz wyśmienicie.

III liga: Husaria – Bio Berry 1:2 (1:1)
Upalne niedzielne popołudnie wpłynęło wyraźnie na poczynania Husarii i Bio Berry, bowiem zespoły te delikatnie mówiąc nie forsowały tempa. Wynik w 8 min ładnym uderzeniem otworzył Grzegorz Marzęta, ale Husaria odpowiedziała kontrą, którą w 10 min w klasowy sposób, strzałem z pierwszej piłki, wykończył Tomasz Radecki. W drugiej połowie więcej z gry miała ciut bardziej żwawa drużyna „Jagódek” i w 19 min przełożyło się to na gola – zdobył go Paweł Birut. Jak się później okazało – był to gol na wagę wygranej.

II liga: Hüttenes-Albertus Polska – Kancelaria Filipek & Kamiński 3:0 walkower
Kancelaria zebrała na niedzielne spotkanie przeciwko Hüttenesowi tylko czterech graczy, toteż o 16:01 wszyscy mogli rozchodzić się już do domów.

I liga: Restauracja Szwejk – Bombardino 716 2:1 (1:0)
Grający w kratkę Szwejk zatrzymał w niedzielę lidera tabeli, Bombardino. Być może to efekt nieobecności w szeregach Bombardino Radosława Daszczyka, najlepszego zawodnika tej ekipy, ale niespecjalnie umniejsza to zasługi teamu Michała Mrozowskiego. Zagrał on konsekwentnie w tyłach, wyczekując na swoje okazje. Te się przytrafiły, a pierwszą bardzo ładnie wykorzystał Maciej Izdebski, zdobywając po kontrataku gola w 11 min spotkania. Upływający czas nie zmieniał obrazu gry. Nadal drużyna Szwejka neutralizowała zagrożenie ze strony rywali, a w dodatku w 22 min pięknym golem z rzutu wolnego popisał się Jakub Gałka. Bombardino odpowiedziała kontaktowym trafieniem Marcina Sawickiego II i do ostatnich sekund nękało rywala, w poszukiwaniu wyrównania, ale Szwejk szczęśliwie dowiózł trzy punkty w garści.

II liga: Elektro-Spark – Ekipa 666 2:4 (1:3)
Spotkanie Elektro-Sparku z Ekipą 666 było hitem kolejki w II lidze i swoim poziomem nie zawiodło. Już w 2 min wynik otworzył Michał Budzyński, który wykorzystał znakomite podanie od Pawła Michalskiego. Dwie minuty później ładnie z piłką zabrał się Robert Belniak i posłał futbolówkę obok Roberta Krawczyńskiego, który rozpoczął mecz jako bramkarz, a potem został zastąpiony przez Kamila Kozłowskiego. Drugi gol Budzyńskiego pozwolił „Piekielnym” wrócić na prowadzenie, a w 11 min Marek Lenartowicz podwyższył na 3:1. Ciekawie zrobiło się po tym jak w 22 min Łukasz Misztal zdobył gola kontaktowego, strzałem z rzutu wolnego. Wydaje się, że Kozłowski mógł się w tej sytuacji zachować lepiej, bo uderzenie było naprawdę ze sporej odległości. Mimo starań „Iskierki” nie zdołały wyrwać rywalom punktu, a zasłużone zwycięstwo Ekipy 666 przypieczętował przepięknym wolejem Rafał Piwowarski. Ręce same składały się do oklasków.

II liga: KP Wicher – Gliniana 1:2 (0:2)
Wicher postawił naprawdę trudne warunki drużynie Glinianej, czyli liderowi drugoligowej tabeli. Sprawę załatwił jednak w pierwszej połowie Dawid Piorun, nieuchwytny dla obrony rywali, zdobywca dwóch bramek. Po zmianie stron Piorun nieco przygasł, a Wicher systematycznie podgryzł Glinianą, szukając bramki kontaktowej. Ta padła w 21 min po ładnym strzale Mateusza Pogody. Do końca trwało oblężenie bramki Macieja Ziółkowskiego, które nie przyniosło jednak efektu w postaci bramki na 2:2. Po spotkaniu gracze KP Wicher mieli pretensje do sędziującego ten mecz Jakuba Barana o dwie sytuacje. Obie bardzo trudne i niejednoznaczne.

Ekstraliga: PHU Pad-Bud – Politechnika Lubelska 5:8 (3:4)
Kawałek dobrego widowiska – tak można określić mecz Pad-Budu z Politechniką, który rozegrany został w niedzielę przy Tumidajskiego. W 6 min strzelanie rozpoczął Adrian Bartosik, ale Politechnika nie czekała długo z ripostą. Tomasz Kisiel przy sporej pomocy rykoszetu doprowadził do wyrównania. W 12 min Paweł Wysokiński trafił na 2:1. Cztery minuty później po prostej stracie Kisiela do kolejnego remisu doprowadził Paweł Bugała. Teraz to Pad-Bud poszedł za ciosem i w 18 min prowadził 3:2 za sprawą Radosława Kiełbowicza, który sprytnie trącił piłkę zagraną z rzutu wolnego. Co na to Politechnika? Wyższy bieg wrzucił Dawid Pikul i w przeciągu niecałej minuty pokonał Piotra Zawadę dwukrotnie! Do przerwy 4:3 dla podopiecznych Andrzeja Kurysa. Już trzy minuty po zmianie stron mieliśmy kolejny w tym meczu remis – na 4:4 strzelił Kiełbowicz. Politechnika grała jednak z większym rozmachem i co istotne – skutecznie, bo przecież tego elementu zabrakło kilka dni wcześniej w meczu z Antique. W 31 min kapitalny strzał z woleja w wykonaniu Kisiela spowodował u wielu opadnięcie szczęki. Nie minęło 60 sekund, a Aleksander Kukharchuk podwyższył na 6:4. W 37 min Łukasz Stefański umieścił piłkę w bramce Pawła Szpindy, co zwiastowało szaloną końcówkę, ale wtedy Pikul powtórzył swój wyczyn z pierwszej połowy i zdobył dwa błyskawiczne gole, po których nie było już żadnych złudzeń. Był za to niedosyt, że ten mecz trwał tylko 40 minut, a nie np. 90…

Ekstraliga: Widok – RKS Perła 4:1 (3:0)
Dla Widoku mecz z będącą bez formy Perłą był swoistą ostatnią szansą na wydobycie z ligowego dna. Szansa została wykorzystana, a na pewno pomogła w tym nieobecność Przemysława Kwiatka w szeregach drużyny „Piwoszy”. Przez blisko kwadrans utrzymywał się bezbramkowy remis, ale w 13 min dobrze zachował się Łukasz Susz i w swoim stylu, lewą nogą, pokonał Przemysława Powagę. Trzy minuty później praktycznie skopiował swój wyczyn i zrobiło się 2:0. Trzeci cios spadł na Perłę tuż przed przerwą. Przemysław Powaga bez pardonu powalił w polu karnym Łukasza Knosalę, a sam poszkodowany zamienił rzut karny na bramkę. Perła odpowiedziała trzy minuty po przerwie. Michał Nurzyński, nie przesadzamy, ograł całą drużynę rywali, a następnie pewnym, płaskim strzałem, pokonał Andrzeja Chagowskiego. To była zdumiewająca, a jednocześnie oszałamiająca solowa akcja „Siwego”. Wielkie brawa – dla takich akcji i goli ogląda się piłkę nożną, także tę w wydaniu orlikowym. Niestety dla Perły, był to jedynie przebłysk, a Widok kontrolował przebieg meczu. Poczynania wicemistrzów OLS rozruszał także spóźniony Ayoub Kherouf, który zdobył gola na 4:1.

IV liga: Ułani – Patataje 3:0 (2:0)
Opromieniona zwycięstwem nad Szemranymi drużyna Patatajów w niedzielę odważnie szukała punktów w meczu z zaprzyjaźnionymi Ułanami. Bezskutecznie. Ułani pokazali większą dojrzałość piłkarską, co dało im zwycięstwo. Pierwszy gol padł dopiero w 10 min po uderzeniu Adama Rasiaka. Wyraźnie rywale po tym ciosie się zachwiali, a rasowy bokser wyprowadza wtedy drugie uderzenie. Tak było i tym razem, a w roli ciosu nr 2 wystąpił Jan Nowosad. Trzeba jednak przyznać, że prowadzenie to było mocno wymęczone. W 14 min Patataje zmarnowały doskonałą okazję do zniwelowania strat – na drodze do szczęścia stanął słupek. Tymczasem w 20 min Karol Czachorowski skorzystał z prezentu od obrońcy i ustalił wynik na 3:0. Patataje pozostawiły po sobie przyzwoite wrażenie, ale to było stanowczo za mało. Drużyna Dawida Szatkowskiego nie gubi już głupio punktów, tak jak na starcie sezonu.

IV liga: Wataha – Gala 3:1 (1:1)
Spotkanie Watahy z Galą mogłoby dostać znaczek jakości IV ligi, ale nie jest to akurat komplement z naszej strony. Mnóstwo chaosu, niewiele dobrej gry – tak wyglądało to przez całe 25 minut. Było żwawo, w niezłym tempie, ale brakowało umiejętności. Dla Watahy to jednak mało istotne, bo wreszcie udało się wygrać, a poprzednie zwycięstwo drużyna Macieja Jabłońskiego odniosła w 4. kolejce – z Patatajami. To właśnie Jabłoński otworzył wynik niedzielnego meczu w 6 min. Tuż przed gwizdkiem na przerwę do stanu 1:1 doprowadził Michał Mędrzecki, jak zwykle wiodąca postać w zespole Gali. Niedługo po zmianie stron Wataha odzyskała prowadzenie za sprawą Damiana Kołodzieja. Pięć minut później trzeciego gola dla zespołu w biało-niebieskich koszulkach zdobył Aleksander Łukaszuk. W końcówce obie ekipy miały swoje bardzo dobre okazje, ale Mateusz Paszko spudłował w prostej sytuacji, a vis-a-vis Łukasz Kołodziej miał sporo szczęścia, gdy w sukurs przyszło mu spojenie słupka z poprzeczką.

II liga: Elektro-Spark – MW Lublin 2:0 (0:0)
Trzeciej porażki w tym tygodniu meczowym doznało MW Lublin. W poniedziałek drużyna ta rozgrywała awansem mecz 12. kolejki z Elektro-Sparkiem. Spotkanie nie mogło się podobać. Gra ogniskowała się głównie w środku pola, a podbramkowych spięć było jak na lekarstwo. Do przerwy 0:0 z lekkim wskazaniem na Elektro-Spark. Potwierdziło się to po przerwie, bo już w 15 min Robert Belniak wykorzystał swoją szansę i trafił na 1:0, posyłając piłkę obok Marka Wołoszyna. Rozstrzygnięcie zapadło w 23 min. Łukasz Misztal wyszedł sam na sam z bramkarzem. Próbując odebrać mu piłkę Paweł Chruściel, spowodował faul popularnego „Kaśki”. Sędzia Adrian Mańko wskazał na punkt karny, a w myśl nowych przepisów faulujący obejrzał tylko żółtą kartkę. Sam poszkodowany wyegzekwował sprawiedliwość. MW Lublin nie odgryzło się niczym. Zabrakło jakości w ofensywie, bo prawie przez cały mecz Mariusz Belniak nudził się we własnej bramce.

III liga: KP Starówka – OSK Piotr 0:2 (0:0)
OSK Piotr skutecznie zaryglował dostęp do swojej bramki i już w trzecim kolejnym meczu nie stracił gola. W poniedziałek defensywę beniaminka na próbę wystawiali przede wszystkim Artur Kozak i Grzegorz Mocny, ale obaj jak na swoje umiejętności, zagrali po prostu słabo. Po drugiej stronie jak zwykle szarpał i „robił wiatr” Piotr Sawicki. Do przerwy oglądaliśmy jednak bezbramkowe, przeciętne widowisko. W 19 min Sawickiemu udało się w końcu pokonać Marcina Błaziaka. Statyczna obrona Starówki prosiła się o kłopoty, zwłaszcza że w ekipie ze Starego Miasta przeważnie w grze obronnej nie uczestniczą napastnicy, co jest ogromnym minusem. W końcówce meczu Robert Świć strzałem do pustej bramki ustalił wynik meczu.

Ekstraliga: Dziesiąta – ZiP Kalina 2:2 (1:1)
Spotkanie dwóch czołowych drużyn Ekstraligi, które w dodatku znają się jak łyse konie, zapowiadało się znakomicie. Pierwsze minuty to wzajemne badanie się, bez forsowania tempa. W 5 min wrzut z autu dla Kaliny przyniósł jednak pierwszego gola. Piłka trafiła na głowę zamykającego akcję na długim słupku Krzysztofa Kosowskiego, a ten posłał kontrujące uderzenie, z którym Michał Komor sobie nie poradził. Dziesiąta przejęła inicjatywę i dość szybko odpowiedziała. W 9 min Piotr Wójtowicz pokazał swoją nieprzeciętną technikę. Opanował piłkę w powietrzu, żonglerką poprawił ją sobie na strzał i posłał precyzyjne uderzenie w boczną siatkę. Duży kunszt. Remis 1:1 utrzymał się do końca pierwszej połowy, choć ciut więcej z gry miała Dziesiąta, która nie wykorzystała między innymi świetnej szansy po rzucie wolnym pośrednim z pola karnego. Znakomitą paradą popisał się Michał Gdulewicz. Przewaga zespołu Mateusza Gawryszczaka utrzymała się także w drugiej części gry. W 31 min sam Gawryszczak został nieprzepisowo powstrzymany w polu karnym przez Tomasza Piekarczyka i Adrian Mańko wskazał na punkt karny. Z „wapna” nie pomylił się Daniel Brzozowski. Dziesiąta mogła podwyższyć prowadzenie, ale zmarnowała kilka okazji – np. po rzutach wolnych. Tymczasem mistrzowie nie złożyli broni. Wrzut z autu trafił na głowę Jacka Piekarczyka, który wzbił się w powietrze niczym LeBron James. Strącił futbolówkę na tyle dobrze, że po raz kolejny Komor był bezradny. Spotkanie zakończyło się remisem 2:2, z którego bardziej cieszyć się mogli Ziomkowie i Przyjaciele.

Puchar Ligi: FC Fabryka Formy – PHU Pad-Bud 2:2 (1:2), k. 5:4
Poniedziałkowy mecz Fabryki Formy z Pad-Budem w III rundzie Pucharu Ligi, był jednym z najlepszych pucharowych spotkań w tym sezonie. Od początku jedni i drudzy żwawo ruszyli do przodu, poszukując pierwszego gola. Znaleźli go gracze Pad-Budu. Piotr Bielak ładnie wypracował pozycję strzelecką Pawłowi Bugale, a „Buła” strzałem po krótkim słupku zaskoczył Pawła Smolińskiego. Na odpowiedź Fabryki czekaliśmy pięć minut. Mocne, sytuacyjne uderzenie z pola karnego oddał Mateusz Król, piłka trąciła jeszcze Radosława Mazura i Piotr Skrypczuk był bezradny. W 11 min „obcięła” się obrona trzecioligowców, bo dalekie podania do Nikodema Solskiego należało przeciąć. Solski wyszedł jednak sam na sam ze Smolińskim i nie dał mu szans. Ekipa Andrzeja Czaplińskiego w drugiej połowie musiała więc szukać kolejnego wyrównania. Zepchnęła Pad-Bud do defensywy i to trafienie wydawało się kwestią czasu, mimo że cuda w bramce momentami wyczyniał Piotr Skrypczuk. Jego powietrzna interwencja po jednym ze strzałów Pawła Myśliwieckiego to czyste złoto. W końcu w 23 min rzut wolny pośredni z pola karnego dla Fabryki Formy, przyniósł… rzut karny. Podanie do Myśliwieckiego, ten uciekł zwodem do boku i został powalony przez Bugałę. Po chwili ustawił piłkę na punkcie karnym i posłał ją w okienko. Remis po 25 minutach oznaczał, że awans rozstrzygnie się w rzutach karnych. Pierwszych dziewięciu strzelców nie pomyliło się, a jako dziesiąty uderzał Piotr Zawada, który w tym meczu występował jako gracz z pola. Uderzył nieźle, ale minimalnie się odchylił i piłka powędrowała na poprzeczkę. Po chwili oglądaliśmy już eksplozję radości Fabryki Formy, która jako trzecioligowiec zawędrowała już do ćwierćfinału.

IV liga: TRANS-AUDYT.pl – FC Mamrotki 2:1 (0:0)
Sporą niespodziankę sprawił w poniedziałkowy wieczór TRANS-AUDYT.pl. Drużyna ta ograła wyżej notowane Mamrotki. Pierwsza połowa nie zapowiadała takiego obrotu spraw. Było 0:0, ale ze wskazaniem na ekipę „Niedźwiedzi”. Sądzić można było, że po zmianie stron Mamrotki nadal będą przeważać i w końcu dopną swego, zwłaszcza że Transaudyt nie grał ostatnio zbyt dobrze. A tu niespodzianka! Po przerwie team w niebieskich koszulkach przycisnął, rywale popełnili kilka błędów i w ciągu dwóch minut Bogdan Lembrych skompletował dublet. Zmusiło to Mamrotki do odważnego ruszenia do przodu, ale zdobycie kontaktowej bramki zajęło zbyt dużo czasu. Strzelił ją niezawodny Sławomir Łoński. Były jeszcze wprawdzie ze dwie niezłe okazje na wyrównanie, jednak Artur Gułkowski już nie skapitulował.

I liga: Promil – piekarz-auto.pl 1:5 (1:2)
Damian Dęga show – tak najkrócej można określić wtorkowy mecz Promilu z piekarz-auto.pl. To co wyprawiał dynamiczny zawodnik „Canarinhos” to coś godnego najwyższego uznania. Poza hat-trickiem zanotował dwa strzały w słupek i samodzielnie rozmontowywał defensywę rywali. Co z tego, że Promil miał optyczną przewagę, skoro nijak nie potrafił przełożyć jej na gole? Jedynego zdobył w pierwszej połowie Michał Ungert, ale dorobek piekarz-auto.pl w tym meczu to hat-trick Dęgi, a na dodatek dublet Nabila Saleema.

Ekstraliga: Moore – Politechnika Lubelska 3:1 (1:1)
Mecz Moore z Politechniką rozgrywany awansem we wtorkowy wieczór był bardzo istotny w kontekście układu górnej części tabeli. I nic dziwnego, że jedni i drudzy rozpoczęli grę bardzo skoncentrowani, przede wszystkim nie chcąc stracić głupiej bramki. Po kwadransie wynik otworzył Dawid Pikul, który niewiele wcześniej pojawił się na boisku, gdyż spóźnił się na ten mecz. Prosta strata Macieja Sebastianiuka, przechwyt Pikula i pewny strzał w okienko – tak to wyglądało. Zespół Andrzeja Kurysa nie nacieszył się prowadzeniem zbyt długo. Niesygnalizowany strzał Dominika Pietrasa z bocznej strefy boiska zaskoczył Pawła Szpindę, który chyba mógł w tej sytuacji interweniować lepiej. Do przerwy 1:1. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zbyt wielkiej zmianie. Rozstrzygnięcia zapadły w końcówce. Przytomny wrzut z autu Konrada Zielińskiego na głowę Kamila Piwowarskiego okazał się skuteczną metodą na zdobycie gola. Szukającą wyrównania „Polibudę” dobił debiutujący w tym sezonie OLS w Moore Dorian Goliszewski. Z gry ciut więcej miała Politechnika, ale Moore strzelił więcej bramek i zainkasował komplet punktów.

I liga: UMWL Szkoltex – Adampol Team 3:4 (1:2)
Wet za wet, akcja za akcję, sytuacja za sytuację. Żywe, emocjonujące i twarde spotkanie zafundowały nam drużyny UMWL i Adampolu – nic w tym dziwnego. Aspiracje obu drużyn są wysokie, a i występy w sezonie zimowym potwierdzały potencjał. Już w 3 min gola na 1:0 dla „Urzędników” zdobył Rafał Piwoński, ale riposta Adampolu była błyskawiczna – wyrównał Marcin Szyjduk. Na przerwę to świdniczanie schodzili prowadząc, bo w 13 min dał o sobie znać Mateusz Materna. W 18 min po bramce Pawła Szyjduka zrobiło się już 3:1 dla zespołu Krystiana Jocia. UMWL nie złożył broni. Piwoński zdobył gola kontaktowego, ale dwie minuty później Materna podwyższył na 4:2. Co na to UMWL? Znów zagrał swoim asem atutowym, czyli Piwońskim. Jego bramka na 3:4 oznaczała, że Piotr Chlebuś i spółka muszą się mieć na baczności do ostatnich sekund tego frapującego widowiska. Adampol wygrał 4:3. Nie zachwycił na pewno zastępujący Grzegorza Łatę w bramce UMWL Kamil Kądziołka. Być może tu leży przyczyna porażki „Urzędników”, którzy na pewno nie odstawali w polu…

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.