Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (495)



Na dwa dni przed startem największej piłkarskiej imprezy w tym roku, Mistrzostw Świata w Rosji, końca dobiegła runda wiosenna w OLS. Jeszcze nigdy nie kończyliśmy zmagań wiosennych tak wcześnie, ale to właśnie m.in. ukłon w kierunku wszystkich uczestników, którzy zapewne w najbliższych tygodniach żyć będą głównie występami najlepszych światowych reprezentacji, w tym także biało-czerwonych.
Na wakację jako lider udaje się drużyna Moore, ale za jej plecami z identycznym dorobkiem punktowym jest Dziesiąta. Podium zamykają mistrzowie ligi - ZiP Kalina. Jesień zapowiada się wybornie, zwłaszcza że udaną końcówkę wiosny zaliczył Poker Team, a wszyscy wiedzą, że ten zespół ma potencjał, by zaliczyć efektowną serię i przyprowadzić udany szturm na podium.

IV liga: PKS BIGOS – Gala 0:2 (0:1)
Ostatnią wiosenną kolejkę tego sezonu rozpoczęliśmy w poniedziałek 4 czerwca, czyli w 13. rocznicę pierwszego meczu w dziejach LAKP. Gala zmierzyła się z zespołem PKS BIGOS i od początku stała się stroną przeważającą. BIGOS bronił się nieźle, ale wszystko wzięło w łeb, gdy z rzutu wolnego trafił Daniel Sekuła, zdecydowanie najlepszy w szeregach Gali. W tej sytuacji „Kapuściani” przesunęli Grzegorza Sołdaja do ofensywy, by ich najlepszy zawodnik spróbował poszukać wyrównującej bramki. Były piłkarz RKS Perły był tego bliski, ale sytuacja została zmarnowana. Wcześniej jednak Gala podwyższyła na 2:0. Maksym Romaniuk urwał się lewą stroną, dograł do środka do Karola Piątka, który dopełnił formalności strzałem do pustej bramki. Gala utrzymała dwubramkowe prowadzenie do końca.

IV liga: Ułani – meble-ars.pl Zjednoczeni 0:5 (0:2)
Nawet bez Michała Zlota ekipa Zjednoczonych ma bardzo dużą moc w ofensywie. W poniedziałek team Mariusza Kaźmierskiego rozbił Ułanów, rzucając się na rywala od pierwszych minut. Różnica w umiejętnościach była wyraźna, ale Zjednoczeni grali także ze znacznie większym zaangażowaniem, a Ułani snuli się po boisku, prosząc się o skarcenie. Strzelanie w 5 min rozpoczął Sebastian Zlot, który wykorzystał prosty błąd rywali. Na 2:0 w 12 min podwyższył Konrad Wabik. Od początku drugiej połowy Ułani próbowali zagrać nieco wyżej i wymusić straty Zjednoczonych. Plan się jednak nie powiódł. Zjednoczeni spokojnie utrzymali prowadzenie przez pierwszą fazę drugiej odsłony, a między 20 a 23 minutą zdobyli jeszcze trzy bramki – dwie z nich Wabik, a jedną Grzegorz Kościk.

I liga: Adampol Team – Zawsze Spoko 17:0 (6:0)
Pięciu zawodników Zawsze Spoko nie było w stanie nawiązać jakiejkolwiek wyrównanej walki z Adampol Teamem. Od początku trwała egzekucja, a Paweł Szyjduk i jego koledzy urządzili sobie festiwal strzelecki – sam „Gaweł” zdobył 10 goli (sic), a łącznie świdniczanie wyśrubowali rozmiary wygranej do 17:0! Co ciekawe, w pierwszej połowie Zawsze Spoko miało kilka świetnych okazji strzeleckich, ale nie udało się ich zamienić na bramki. Problemów ze skutecznością nie mieli rywale, choć Krzysztof Stachyra i tak robił co mógł. W przerwie gracze Zawsze Spoko rozważali nawet odpuszczenie drugiej połowy i poddanie meczu walkowerem. Marcin Ożga rzucił mimochodem, że nie chciałby przegrać 0:17… Prorok jakiś, czy co? Z całym szacunkiem dla piątki graczy Zawsze Spoko – to był pojedynek gołej dupy z batem. To jednak głównie wina nieobecnych.

Ekstraliga: Moore – Antique 3:3 (1:1)
We wtorek 5 czerwca Moore i Antique odrobiły zaległość z 11. kolejki. Obie drużyny stworzyły naprawdę dobre widowisko, które rozkręcało się z minuty na minutę. W 6 min pierwszego gola zdobył Konrad Zieliński, który oddał strzał z boku pola karnego. Nie najlepiej interweniował Jakub Baran i piłka zatrzepotała w siatce. Antique w początkowej fazie meczu nie tworzył żadnego zagrożenia pod bramką Moore, ograniczając się do gry prostymi środkami, co jest charakterystyczne dla tej drużyny. W 12 min szczęście uśmiechnęło się jednak do zespołu Krzysztofa Chilimoniuka. Prostą stratę zaliczył Radosław Chmielnicki, a gracze Antique wyszli we dwóch na Mateusza Dudka i bramka Kamila Cieśli była tylko formalnością. Po tej bramce mecz się rozkręcił, ale do przerwy było wciąż 1:1. W 23 min mocny strzał lewą nogą Marcina Urbana wylądował w bramce. Cztery minuty później swoją kolejną bramkę w tym sezonie zdobył Marcin Bijas, który umiał znaleźć się w polu karnym. Mecz wyraźnie nabierał rumieńców, stawał się ostrzejszy. Walka o trzy punkty znalazła swoje apogeum w końcówce. Najpierw Adrian Mańko podyktował rzut wolny za faul na Michale Sieczkarku. Moore nie wykorzystało tej okazji, a niedługo potem po drugiej stronie arbiter wskazał na punkt karny, po tym jak podcięty na linii pola karnego został Cieśla. Sam poszkodowany wykorzystał okazję i „Stolarze” na trzy minuty przed końcem byli bliscy wygranej. Dwie minuty później był już jednak remis – Maciej Sebastianiuk na raty pokonał Barana. W doliczonym czasie gry zespół Moore miał piłkę meczową – kolejny rzut wolny tuż zza pola karnego. Zamieszanie pod bramką Antique nie zakończyło się jednak golem. Remis 3:3. Dla Moore to już szósty podział punktów w tym sezonie. Pozostałe sześć spotkań ekipa Urbana wygrała, nie notując ani jednej porażki.

I liga: UMWL Szkoltex – Szerszeń Team 3:2 (1:0)
O sporym pechu może mówić Szerszeń Team, który we wtorek przegrał 2:3 z UMWL Szkoltex. Zaczęło się już w 1 min od samobójczej bramki Arkadiusza Kiliszka, która to była notabene jedyny trafieniem w tej połowie. W 16 min padł drugi samobójczy gol, po którym zrobiło się 2:0. Grzegorz Łata występujący w polu wstrzelił daleką piłkę, która przelobowała Łukasza Zinkiewicza i uderzyła w poprzeczkę, a następnie w plecy golkipera, po czym finalnie wylądowała w bramce! Kuriozum. „Hornets” nie poddali się. Dwa razy ostemplowali poprzeczkę, ale zdobyli też dwie bramki. Gole Daniela Mroza i Damiana Banaszkiewicza doprowadziły do stanu 2:2. Mróz miał też wyśmienitą okazję na kolejnego gola, ale ją zmarnował, a w ostatniej minucie swojej okazji nie zmarnował Tomasz Belcarz i przesądził on o wygranej UMWL.

Puchar Ligi: UMWL Szkoltex – Politechnika Lubelska 2:3 (0:1)
Ciekawy przebieg miało drugie wtorkowe spotkanie UMWL-u – tym razem w Pucharze Ligi. Zespół Grzegorza Łaty rywalizował z ekstraligową Politechniką. W 8 min Aleksander Kukharchuk wyleciał z boiska za kopnięcie bez piłki jednego z rywali. Doszło do sporej scysji. Gdy emocje ciut opadły, Politechnika wyszła na prowadzenie, nie robiąc sobie nic z faktu gry w osłabieniu. Mało tego – przez kolejny niemal kwadrans gry UMWL nie potrafił stworzyć żadnego zagrożenia pod bramką Władysława Śniżki, a „Polibuda” mogła prowadzić wyżej! W końcu zresztą prowadziła, bo w 18 min Grzegorz Makaruk pokonał Kamila Kądziołkę. Po tej bramce „Urzędnicy” zaatakowali nieco śmielej, ale zanim przełożyło się to na zdobyte bramki, gola na 3:0 dla Politechniki zdobył Rafał Marzęda. Szaleńcza pogoń w końcówce i trafienia Szymona Tatary oraz Grzegorza Mulawy spowodowały, że do ostatniego gwizdka sędziego Piotra Barana podopieczni Andrzeja Kurysa nie mogli czuć się zwycięzcami tego meczu. Udało im się jednak dokonać tej sztuki i zameldować się w ćwierćfinale. Przy grze w równych składach napisalibyśmy, że UMWL odpadł w dobrym stylu i po walce, ale w tym wypadku jest to niemożliwe.

III liga: Krupniki07 – Bio Berry 1:1 (0:1)
Ekipa Krupników mając w pamięci odpadnięcie z Pucharu Ligi właśnie po meczu z Bio Berry, nie mogła zlekceważyć niżej notowanego rywala. Końcówka rundy jest jednak trudna dla teamu Tomasza Sijewskiego, głównie ze względu na kontuzje ważnych ogniw zespołu. W środowym spotkaniu było to dobrze widoczne i zakończyło się stratą punktów. Do przerwy Bio Berry prowadziło 1:0 po bramce Kamila Bańkowskiego. Z minuty na minutę Krupniki atakowały coraz śmielej, a obrona „Jagódek” była coraz bardziej chaotyczna i desperacka. Wszystkie dziury próbował łatać Mateusz Szczepański, ale wyrównanie wydawało się kwestią czasu. Padło dwie minuty po zmianie stron, więc Krupniki miały jeszcze sporo czasu, by rozstrzygnąć ten mecz na swoją korzyść. Gol Grzegorza Kosika na 1:1 okazał się jednak ostatnim wartym odnotowania wydarzeniem tego meczu, choć uczciwie przyznajmy, że było jeszcze kilka sytuacji, a ogólnie było to całkiem niezłe widowisko.

III liga: FC Kośminek – Inża Team 4:1 (1:1)
Kośminek rozprawił się z grającym przez prawie cały mecz w pięcioosobowym składzie zespołem Inży. Pierwsze 10 minut nie przyniosło goli i był to okres wyrównanej gry. Strzał z dystansu Łukasza Gosia niespodziewanie znalazł drogę do siatki, ale Inża szybko odpowiedziała po ładnej akcji Kamila Przychodzienia. W drugiej odsłonie Inży wyraźnie zabrakło sił i szczęścia. Były indywidualne przebłyski Marcina Nowakowskiego, ale jemu brakowało wyraźnie lepiej nastawionego celownika. Przychodzień szarpał, ale w pojedynkę nie mógł za wiele wskórać. Tymczasem Kośminek wyszedł na prowadzenie po sprytnym strzale „angielką” w wykonaniu Piotra Ponikiewskiego, który przeciął w ten sposób strzał Marcina Haliniaka z rzutu wolnego. Ponikiewski podwyższył potem na 3:1, zaliczając kolejnego efektownego gola. Wynik ustalił ten, który rozpoczął strzelanie, czyli Goś. Jako ciekawostkę podajmy, że spóźniony szósty zawodnik Inży dotarł na boisko w doliczonym czasie drugiej połowy i finalnie zaliczył… dwie sekundy na placu gry! Nie był to jednak zupełnie nieistotny epizod, bowiem dzięki temu w klasyfikacji Budzap Multi Challenge Inża nie dostanie karnych trzech punktów za grę w pięcioosobowym składzie. Nie przypominamy sobie w historii LAKP jednak krótszego występu.

Ekstraliga: ZiP Kalina – Ipso Iure 0:0
Bezbramkowym remisem zakończył się mecz ZiP Kaliny z Ipso Iure. Wynik jest nieco mylący, bo nie było to zupełnie nudne i bezpłciowe spotkanie. Jedni i drudzy bronili się nieźle, ale sytuacje były. Lepsze miała Kalina, ale swojego dnia strzelecko nie miał na pewno Jacek Piekarczyk, który zmarnował kilka szans. „Prawnicy” kilka razy także byli blisko szczęścia. Przez 40 minut dominowała jednak walka i choć na poziom generalnie narzekać nie możemy, to bez goli futbolowe danie zawsze jest niedosolone.

I liga: Neo – Wściekłe Psy 1:0 (0:0)
Niewiele brakowało a drugi z rzędu mecz OLS zakończyłby się bezbramkowym remisem. W piątek na boisku przy Al. Racławickich doszło do konfrontacji Neo ze Wściekłymi Psami. Mecz był pełen niedokładności. Werwy i chęci odmówić uczestnikom gry nie sposób, ale sekwencje kilku celnych podań były rzadkością. W pierwszej połowie najbliżej otwarcia wyniku po błędzie Pawła Czarkowskiego był Jan Wojtasik, ale ostemplował on poprzeczkę. Po drugiej stronie Czarkowski zanotował przytomny wrzut z autu do pędzącego Wasyla Slobodyana, ale „stranieri” Wściekłych Psów także nie zdołał otworzyć wyniku. W drugiej części świetną okazję miał wracając do gry po ponad rocznej przerwie Stanisław Dunin-Wilczyński. Po jego dość dziwnym strzało-padzie piłka odbiła się od słupka. Klincz trwał do 24 min, kiedy to z okolicy linii pola karnego skuteczny strzał oddał Filip Bojarski. W polu karnym było tłoczno, ale piłka znalazła drogę do bramki Pawła Żydka i był to złoty gol.

IV liga: Patataje – Stara Gwardia 4:7 (2:4)
Gdy na początku meczu Patataje objęły prowadzenie po bramce szybkiego Tomasza Pluty, można było sądzić, że outsider IV ligi sprawi drugą w tym sezonie niespodziankę. Nic z tych rzeczy. Gwardia z łatwością dochodziła do kolejnych sytuacji i już przed przerwą wypracowała sobie dwubramkową przewagę. Obrona Patatajów istniała tylko teoretycznie. Gwardii była niewiele lepsza. Niewiele lepsza, ale lepsza, parafrazując film „Kiler”. W drugiej połowie trwał festiwal radosnej piłki z obu stron. Przy stanie 7:2 dla Gwardii, dwa kolejne gole zdobył Pluta i nieco uratował twarz swojej drużyny, a sam skompletował hat-trick, podobnie jak wśród „Gwardystów” ich kierownik, Grzegorz Kuśmirek.

IV liga: KS Marmota – Limuzyna z Lublina 4:5 (3:2)
Ciekawie zapowiadało się spotkanie Marmoty z Limuzyną z Lublina i nie zawiodło ono oczekiwań. Od początku lepiej prezentowała się ekipa Adriana Mańko, która przeważała i zdobyła gola po strzale Michała Łukasika i skutecznej dobitce Mateusza Wilka. Limuzyna była w odwrocie, ale Marmota sama wyciągnęła pomocną dłoń. Fatalne podanie Jakuba Sokołowskiego trafiło pod nogi Pawła Tobiasza, ten dograł do Roberta Kisiela, a ten dopełnił formalności. Zielono-niebiescy nie załamali się błędem bramkarza, opanowali sytuację i zadali dwa kolejne ciosy. Najpierw trafił Krzysztof Wójcik, który wcześniej zmarnował dwie doskonałe szanse, a niedługo potem na 3:1 podwyższył Jacek Bojanowski. Przed przerwą Limuzyna pokusiła się jednak o bramkę kontaktową. Strzał z dystansu oddał Paweł Dejko, znów nie najlepiej interweniował Sokołowski i z apetytem na emocje można było czekać na drugie 12,5 minuty. Początek drugiej połowy to okres przewagi „Świstaków”. Obrona Limuzyny popełniała proste błędy i miała problemy z ruchliwością rywali, ale Marmota nie była tego dnia skuteczna. Gola na 4:2 po asyście Łukasika zdobył wprawdzie Michał Niedzielski, ale była to jedna z wielu okazji. Limuzyna przeczekała najgorsze i sama wróciła do życia w 17 min. Daniel Wójcik oddał sytuacyjny strzał szpicem buta w środek bramki, ale golkiper Marmoty w ciemno rzucił się w bok. Stan 4:3 utrzymywał się do samej końcówki. Limuzyna z minuty na minutę coraz bardziej naciskała, a rywale skupiali się na obronie. W 25 min kapitalny strzał z dystansu oddał Robert Bieliński. Uderzenie soczyste jak się patrzy, ale znów nie da się zaprzeczyć, że Sokołowski w optymalnej formie zbiłby piłkę do boku. To nie był koniec koszmaru tego bramkarza, który w tym sezonie był mocnym punktem lidera tabeli. Niedługo po golu na 4:4 w sobie tylko znany sposób „ostatnia instancja” zespołu Marmoty nie złapała prostej piłki na linii pola karnego. Kisiel wykorzystał to i po prostu wpakował ją do bramki. Doliczony czas gry nie przyniósł zmiany rezultatu.

III liga: KP Starówka – GOL-asy 0:6 (0:4)
Kłopoty kadrowe Starówki trwają w najlepsze. W sobotę zespół ze Starego Miasta rozpoczął mecz tylko dlatego, że kontuzjowany Artur Kozak przez początkowych minut meczu zdecydował się dreptać po boisku. Później je opuścił, ale dotarł na nie spóźniony Grzegorz Mocny – Starówka grała nadal w pięcioosobowym składzie i otrzymywała kolejne ciosy od GOL-asów. Do przerwy było po zawodach, a wynik 4:0 zwiastował solidne lanie. Po przerwie team Piotra Roja spuścił jednak z tonu i dorzucił zaledwie dwa gole. Słowa uznania szczególnie dla obrońców Starówki, którzy bez wsparcia ze strony Mocnego harowali jak woły, by uchronić swoją drużynę przed „dwucyfrówką”. Każdy niedostatek techniczny nadrabiali walecznością. Przy wyniku 0:6 to jednak marne pocieszenie. GOL-asy zrobiły swoje i udanie kończą naprawdę dobrą rundę w swoim wykonaniu.

II liga: Undefined Team – KP Wicher 0:3 walkower
Już w piątek drużyna Undefined poddała mecz z KP Wicher, a powodem były oczywiście problemy ze składem.

I liga: Promil – Malagenia 0:4 (0:1)
Paradoks meczu Promil – Malagenia? Paweł Kępka bardzo długo zabiegał o przełożenie meczu, twierdząc, że ma do dyspozycji tak małą liczbę graczy, że zapewne skończy się to walkowerem. Finał? Malagenia przychodzi na boisko z czterema zmiennikami (sic), a Promil bez choćby jednego. Efektem tego było oczywiście pewne zwycięstwo Malagenii. Do przerwy było 1:0 po golu Mateusza Siedleckiego, zatem byłego gracza Promilu. Druga bramka? Kolejny zawodnik, który jeszcze w zeszłym sezonie przywdziewał nieco inną niebieską koszulkę – Patryk Bernat. W 21 min po prostym błędzie Adama Frańczaka zrobiło się 0:3, a Siedlecki miał już dublet. Wynik na 4:0 ustalił Tomasz Bronikowski.

IV liga: Hanys Team – FC Mamrotki 1:3 (0:0)
Są mecze, o których chce się zapomnieć jak najszybciej. I takie właśnie spotkanie „zafundowali” nam w sobotę gracze Hanys Teamu i Mamrotek. Pal licho sam poziom – oglądaliśmy wiele gorszych widowisk. Niestety, liczba fauli, wzajemnych uszczypliwości, scysji, zaczepek i ogólnego boiskowego buractwa była przerażająca. Nie piszemy tego personalnie do nikogo – kto jest bez winy ciśnie w monitor kamieniem i po sprawie. Plus tego wszystkiego jest taki, że chociaż po meczu jedni i drudzy potrafili podać sobie ręce i zejść z boiska we względnej zgodzie, ale to co działo się przez 25 minut to marna reklama amatorskiej piłki i grania dla przyjemności. Lepsi na boisku okazali się zawodnicy Mamrotek, którzy skuteczniej punktowali po przerwie błędy rywali. Dwa gole Artura Mrozika i jeden Sławomira Łońskiego załatwiły temat. Po drugiej stronie odpowiedział Rafał Błaszczak. Hanys Team lepiej operował piłką, ale nie potrafił przełożyć tego na liczbę zdobytych goli i dlatego przegrał.

IV liga: ABM Polska – Wataha 1:3 (0:1)
Typowy czwartoligowy mecz walki zagrały w czerwcowym skwarze przy Grabskiego ekipy ABM i Watahy. Jedni i drudzy mieli jednak dość solidne ławki rezerwowych, przez co najbardziej zmęczeni mogli odpoczywać, a intensywność gry była wysoka. Poziom nieco niższy, ale nie narzekajmy – oby wszystkie drużyny dysponowały w newralgicznym okresie letnim tak szerokim polem manewru. Pierwsi prowadzenie objęli zawodnicy Watahy. Piłkę strzałem z pola karnego w bramce ABM umieścił Bartosz Jabłoński. Rywale wyrównali niedługo po zmianie stron za sprawą bardzo aktywnego Pawła Anioła, który przy minimalnie lepiej nastawionym celowniku mógł w tym meczu zdobyć minimum hat-tricka. Nieco lepiej grający ABM nie ustrzegł się błędów w obronie, które Wataha wykorzystała i zapewniła sobie wygraną. Na 2:1 po solowej akcji trafił Damian Kołodziej. Wynik w ostatniej minucie ustalił Maciej Jabłoński, a po jego bramce gra już nawet nie została wznowiona.

Puchar Ligi: Primavera – Promil 3:0 walkower
Promil najwyraźniej po wcześniejszej ligowej porażce z Malagenią miał dość i po prostu nie przybył na pucharowe spotkanie z Primaverą.

Puchar Ligi: ZiP Kalina – Elektro-Spark 3:0 walkower
Tegoroczny Puchar Ligi to praktycznie festiwal walkowerów, a najlepszym przykładem tego jest ZiP Kalina, która jeszcze nie wyszła na boisko, a jest już w ćwierćfinale. Trzy pierwsze rundy mistrzowi OLS przechodzili walkowerami. W sobotę mecz poddał Elektro-Spark.

II liga: Hüttenes-Albertus – Centrum Handlowe Olimp 2:2 (2:2)
Bardzo słaby mecz zagrała w sobotę drużyna Olimpu, która nie potrafiła wykorzystać przewagi liczebnej nad grającym przez całe spotkanie w piątkę Hüttenesem. Mało tego, biorąc pod uwagę samą liczbę sytuacji to bliżej zwycięstwa był team nieobecnego Daniela Misztala. Hüttenes rozpoczął od bramki Mateusza Pytki. Potem dwukrotnie odpowiedział Marcin Goc, jak zwykle najjaśniejsza postać Olimpu. Problem w tym, że po tym dublecie Goc całkowicie zgasł i głównie polował na piłki daleko z przodu, zamiast samemu ich poszukać. Jego koledzy kompletnie zawodzili – po kolejnym strzale Pytki stracili gola na 2:2, a potem mogli stracić i kolejne, bo blisko szczęścia był Mateusz Żminda czy Damian Stojak. Druga połowa wyglądała zresztą dość podobnie, choć w końcówce Olimp miał swoją piłkę meczową, ale w sukurs Piotrowi Kowalowi przyszedł słupek.

I liga: piekarz-auto.pl – Restauracja Szwejk 5:2 (3:1)
Zespół piekarz-auto.pl w udany sposób zakończył rundę wiosenną, pokonując wyraźnie Restaurację Szwejk. Damian Dęga, Paweł Adamczuk czy Łukasz Pilipczak – z takimi zawodnikami w składzie, o sukces nietrudno. Strzelanie rozpoczął właśnie młodszy z klanu Adamczuków. W 7 min do wyrównania doprowadził Rafał Żegunia, który poszedł na przebój, oddał strzał w środek bramki, który zaskoczył źle interweniującego Artura Bogaja. Jednak na przerwę to piekarz-auto.pl schodził z prowadzeniem, i to dwubramkowym. To efekt dwóch trafień Łukasza Daniluka. Pierwsza bramka to spory błąd bramkarza, który przepuścił za kołnierz typową piłkarską „zawiesinkę”. Potem Daniluk wykorzystał znakomite podanie przecinające linię obrony Szwejka. W 15 min sytuacja drużyny Michała Mrozowskiego była już bardzo trudna. Grzegorz Dumała nie wiedział czy wybijać piłkę czy ją opanować – to niezdecydowanie skończyło się kiksem i samobójczą bramką. Minutę później ładnym uderzeniem popisał się Jakub Gałka, ale na nic więcej Szwejka nie było stać, a w samej końcówce wynik na 5:2 dla „Canarinhos” ustalił Paweł Adamczuk.

IV liga: Szemrani – Szukamy Sponsora 2:3 (2:2)
Wyrównany mecz Szemranych z Szukamy Sponsora zakończył się ostatecznie sukcesem tych drugich, choć dwukrotnie na prowadzeniu znajdowali się ci pierwsi. W 5 min strzałem przy krótszym słupku Krzysztofa Laskowskiego zaskoczył Marek Dalentka. Wyrównał jednak Przemysław Pitura, który wykorzystał wrzut z autu, przyjął piłkę, obrócił się i załatwił sprawę. W 8 min po prostopadłym podaniu na dobrą pozycję wyszedł Arkadiusz Grochot i wykończył ją na tyle dobrze, że Szemrani prowadzili 2:1. Nie na długo, bo minutę później błąd popełnił strzegący bramki Rafał Porzeziński. Dał się zaskoczyć z rzutu rożnego i sam wbił sobie piłkę do własnej bramki. Zwycięska bramka tego meczu padła w 5 min drugiej połowy. Po golu z autu i z rogu, przyszedł czas na trafienie po rzucie wolnym. Pitura przymierzył mocno i precyzyjnie i nie dał szans Porzezińskiemu. Z każdą minutą drugiej połowy mecz stawał się coraz bardziej ostry i pełny brzydkiej gry, a zakończył się w kuriozalny sposób… kontuzją sędziego, który ostatnie 30 sekund prowadził praktycznie skacząc na jednej nodze. Napisalibyśmy, że życzymy Adrianowi Mańko szybkiego powrotu do zdrowia, ale głupio tak samemu sobie życzyć ;)

II liga: Plaga Szczurów – Ekipa 666 0:4 (0:3)
W pierwszej kolejce tego sezonu Plaga Szczurów szczęśliwie zdołała pokonać Ekipę 666, mimo że to rywale byli zespołem lepszym. Tym razem „Piekielni” wzięli sobie za to rewanż, już do przerwy pokazując przeciwnikowi kto tu rządzi. Wynik otworzył Paweł Michalski. Po trzech minutach za faul Pawła Kowalczyka podyktowany został rzut karny, a jego pewnym egzekutorem był Rafał Piwowarski. W 12 min Michalski zdobył swoją drugą bramkę, a Ekipa 666 prowadziła już 3:0. W drugiej połowie „Szczury” dzielnie szukały choćby jednej bramki, stosując chociażby ryzykowną taktykę z wycofanym bramkarzem. Strata Łukasza Sobczaka skończyła się jednak hat-trickiem Michalskiego i końcem marzeń o czymkolwiek.

I liga: Wściekłe Psy – Promil 1:1 (0:1)
W upalnym niedzielnym słońcu Wściekłe Psy odrabiały zaległość z 6. kolejki z Promilem. Promil ledwo zebrał skład na ten mecz, bo kolejni zawodnicy spóźniali się. W końcu jednak nie tylko udało się uniknąć walkowera, ale nawet objąć prowadzenie mimo liczebnego osłabienia! Strzelcem gola na 1:0 był Marcin Gospodarek, który zdecydował się na indywidualną akcję i była to bardzo dobra decyzja. Gdy Promil miał już komplet zawodników, a potem nawet rezerwowego, jasne stało się, że „Wściekli” będą mieli spory problem z wywalczeniem punktu. Tym bardziej, że skuteczność jest ostatnim elementem, za który zespół Adama Bratkowskiego można by chwalić. W końcu w 24 min udało się jednak dopiąć swego. W gąszczu nóg sytuację strzelecką wypracował sobie Tomasz Dański, w tym samym tempie oddał strzał i Michał Olech skapitulował. Remis można uznać za sprawiedliwy.

III liga: SKP Sport – Husaria 0:3 (0:1)
Husaria wzięła rewanż za marcową porażkę z SKP Sport i w niedzielę przy Śliwińskiego okazała się zespołem lepszym. Lepszym o posiadanie rezerwowych, lepszym o większe zaangażowanie i lepszym o wyższą skuteczność. SKP Sport grał kompletnie bezpłodnie i nie uniknął błędów, po których wszystkie trzy gole tego meczu zdobył jeden zawodnik – Andrzej Kwiecień. Pierwszy gol to ładny strzał z rzutu wolnego. Dwa kolejne już z gry padły w drugiej odsłonie.

II liga: Kancelaria Filipek & Kamiński – Mat-Geo 3:0 walkower
Zespół Mat-Geo nie zdołał zebrać składu na mecz z Kancelarią i poddał mecz na kilka godzin przed jego planowym rozpoczęciem.

Ekstraliga: Dziesiąta – Bempresa 4:3 (2:2)
Bempresa postawiła trudne warunki faworyzowanej Dziesiątej, ale ostatecznie mecz tych dwóch drużyn zakończył się zwycięstwem ekipy Mateusza Gawryszczaka. To ona rozpoczęła od wyraźnej inicjatywy, ale dobrze w bramce spisywał się Jacek Pietras. Jeszcze lepiej spisał się Tomasz Wnuk, po którego uderzeniu Bempresa prowadziła. Dwie minuty później wyrównał jednak Gawryszczak, który wszedł w linię obrony rywali jak w masło i sprytnie skubnął piłkę pod bramkarzem. Gawryszczak był też autorem gola na 2:1 – tu wydaje się, że Pietras mógł pokusić o lepszą interwencję. Dziesiąta nie uniknęła jednak kolejnego błędu w obronie i Patryk Łysakowski wyrównał na 2:2. Drużyna w czarnych kostiumach ponownie na prowadzenie wyszła w 31 min, kiedy to na listę strzelców wpisał się Krzysztof Boguta. Sześć minut później Konrad Cegiełka stracił piłkę na rzecz Gawryszczaka i po chwili wyciął go w polu karnym „równo z trawą”. Decyzja arbitra mogła być tylko jedna – rzut karny. Z okazji skorzystał Adam Abratkiewicz. Gdy wydawało się, że mecz jest rozstrzygnięty, Bempresę pod respirator podłączył Wnuk, ale odebranie punktów Dziesiątej metodą „na Wnuka” się nie udało, bo po prostu faworyt był piłkarsko lepszy.

Ekstraliga: PHU Pad-Bud – Widok 5:4 (1:1)
W inauguracyjnej kolejce Widok zmiótł Pad-Bud z powierzchni ziemi, aplikując rywalom sześciobramkowy bagaż, z czego aż pięć trafień było dziełem Ayouba Kheroufa. Pad-Bud miał więc ogromną chrapkę na skuteczny rewanż, zwłaszcza że forma Widoku w dalszej części rundy była słabiutka, a Pad-Budu choć także niewysoka, to jednak zwyżkująca. W 8 min Rafał Wiśniewski pokazał co to znaczy dobrze „przystrzyżony” paznokieć u dużego palca. Jego strzał szpicem buta wylądował tam gdzie strzelec sobie zaplanował – przy dalszym słupku bramki bezradnego Andrzeja Chagowskiego. W 17 min defensywę Pad-Budu nawiedziły złe duchy z pierwszej rundy – nieupilnowanie Kheroufa zakończyło się jego golem głowa. W drugiej połowie sprawy nabrały rozmachy. Na 2:1 dla Pad-Budu trafił Tomasz Karwat, ale radość nie trwała długo – wyrównał ponownie „Paco”. Gol na 3:2? Kolejny raz jak rasowy snajper zachował się Wiśniewski, który sprytnie przerzucił wychodzącego z bramki Chagowskiego, a potem wpakował futbolówkę do siatki. Na nic zdały się protesty wicemistrzów OLS, którzy twierdzili, że „Wiśnia” za wysoko uniósł nogę – fakt faktem, że sytuacja była mocno kontrowersyjna. W 29 min Karwat podwyższył na 4:2, ale dość szybko źle ustawionego przy rzucie rożnym Piotra Skrypczuka oszukał bezpośrednim strzałem z narożnika Łukasz Knosala. W 37 min Bartosz Chlebiej uderzeniem zza pola karnego umieścił piłkę pod poprzeczką opuszczonej przez Chagowskiego bramki, podwyższając na 5:3. Wprawdzie Rafał Kazimierski zdołał w 40 min zdobyć jeszcze kolejną kontaktową bramkę dla Widoku, ale ostatecznie triumfowali gracze Pad-Budu.

Ekstraliga: ZiP Kalina – Poker Team 4:5 (2:2)
Przegrać z Poker Teamem to żaden wstyd, ale jeśli ZiP Kalina poważnie myśli o obronie mistrzowskiego tytułu, nie może potykać się na rywalu, który rozpoczyna mecz w pięcioosobowym składzie, a potem kontynuuje grę bez zmienników. Wprawdzie już w 3 min Pawła Bielaka pokonać zdołał Mateusz Pękalski, ale „Karciani” wytrzymali kolejne minuty osłabienia bez większych strat, a potem zaczęli się odgryzać. Pierwsze szarże Poker Teamu nie przynosiły efektu, ale strzały Bielaka, który grał jako „lotny” bramkarz, były bardzo groźne. W 16 min Krzysztof Kosowski z najbliższej odległości wbił piłkę do bramki Poker Teamu i zrobiło się 2:0. W odpowiedzi kolejna bomba Bielaka z dystansu, drobny rykoszet i już tylko 2:1 dla mistrzów ligi. Prowadzenia w dodatku nie udało się utrzymać do przerwy, bo po błędzie w kryciu przy rzucie wolnym, do okazji strzeleckiej doszedł Piotr Baran. Uderzył piłkę, Michał Gdulewicz wprawdzie strzał obronił, ale zrobił to już za linią bramkową. Poker zyskał kontrolę nad meczem, zdecydowanie górując nad rywalem w ataku pozycyjnym. Wystarczył jednak stanowczo zbyt wolny powrót Bielaka do bramki, by Pękalski skarcił go lobem. Poker Team wyrównał w 31 min. Słabo grający w tym spotkaniu Wojciech Krzymowski tym razem nie miał prawa spudłować, dobijając kolejny mocny strzał Bielaka. W 35 min szala zwycięstwa przechyliła się w kierunku Kaliny, po tym jak stratę „Białego” wykorzystał Jacek Piekarczyk, pakując spokojnie piłkę do pustej bramki. Poker Team nie złożył jednak broni. Świetny piwot „Baranka” z obrońcą na plecach, płaski strzał i zrobiło się 4:4. Szaleńczy pościg za pełną pulą mógł zakończyć się radością jednych lub drugich, a mógł remisem. Padło jednak na sukces Poker Teamu. Spokojne, precyzyjne rozegranie akcji i Grzegorz Góral dopełnił formalności strzałem „do pustaka”.

Ekstraliga: Primavera – RKS Perła 2:3 (1:0)
Primaverze nie udał się rewanż za inauguracyjną porażkę z Perłą. W chłodny marcowy wieczór „Piwosze” wygrali 3:2, strzelając decydującą bramkę w ostatniej minucie. W ciepły czerwcowy wieczór sytuacja się powtórzyła. Znów 3:2, znów gol na wagę wygranej padł tuż przed końcem. Do przerwy prowadziła jednak Primavera, grająca w tym meczu bez zmienników. Gola zdobył Marcin Kufrejski, który łatwo ograł obrońcę, obrócił się i oddał skuteczny strzał. Płynący czas działał jednak na korzyść Perły, która miała rezerwowych i mogła oszczędniej gospodarować siłami. Miała rezerwowych i miała też zdecydowanie najlepszego aktora tego widowiska – Przemysława Kwiatka. To po jego dwóch golach zrobiło się 2:1 dla teamu Marcina Czopka. Prowadzenie spowodowało jednak cofnięcie Perły na własną połowę i szturm Primavery, zakończony sukcesem w 40 min, kiedy stan meczu wyrównał Kufrejski. W doliczonym czasie gry szczęście uśmiechnęło się jednak do ekipy grającej w nowych, zielono-białych strojach, a mowa o Perle. W zamieszaniu piłkę nieco przypadkowo do bramki Grzegorza Gieroby wbił Jakub Szymański. Zawodnicy Primavery mocno protestowali, twierdząc, że wcześniej faulowany był Maciej Janowski. Fakt faktem, że standard sędziowania tego meczu nie był najwyższy, ale akurat w tej sytuacji arbiter błędu na pewno nie popełnił.

III liga: Napad Na Bank – OSK Piotr 1:1 (0:0)
W poniedziałek o 17:00 na boisko przy Radzyńskiej wyszli trzecioligowcy. Napad Na Bank dzielnie walczył o kolejne punkty, które w kontekście jesiennej walki o utrzymanie będą bardzo istotne. Jednak pierwszą bramkę zdobył wyżej notowany OSK Piotr, a konkretnie Marcin Miturski. Ambitna postawa Napadu została jednak nagrodzona w ostatniej minucie. Głupi faul na Przemysławie Pulikowskim popełnił Hubert Zaborek, w efekcie czego podyktowany został rzut karny. Z „wapna” do bramki trafił najlepszy aktor tego widowiska, Arkadiusz Jurek. Sprawiedliwy remis po przyzwoitym meczu.

II liga: Herbowa – Gliniana 0:5 (0:1)
W drugim poniedziałkowym meczu Herbowa zmierzyła się z Glinianą. Obie ekipy były dalekie od swoich optymalnych zestawień, ale Gliniana generalnie nie mogła narzekać na swój skład, bo jeśli po boisku biega Damian Falisiewicz czy Kamil Dudek, to jest to jakość godna Ekstraligi. Inni zresztą dzielnie wspierali znanych z Tifosi asów. Do przerwy Herbowa trzymała się jeszcze nieźle, przegrywając tylko 0:1 po golu Dudka z rzutu wolnego. Po zmianie stron brak rezerwowych w Herbowej wyszedł tej drużynie bokiem. Najpierw dublet ustrzelił Michał Dudziak, następnie do bramki trafił Piotr Ziółkowski, a w końcówce Arkadiusz Proch. Ten ostatni mógł skończyć mecz z dwoma golami, ale w ostatniej minucie zmarnował rzut karny, a także dobitkę. Podwójna interwencja Marcina Matusiaka – klasa światowa!

I liga: Underground Poker League – Bombardino 716 2:5 (1:1)
Bombardino 716 spędzi wakacje jako lider I ligi. Drużyna dowodzona przez Leszka Kwiatkowskiego okazała się lepsza od Underground Poker League. Już w 4 min gola na 1:0 zdobył Karol Nowicki, ale pierwsza połowa nie była koncertem „Numerycznych” – dość szybko odpowiedział Kacper Galazdra. Nie minęło 30 sekund drugiej połowy, a gapiostwo defensywy UPL-u zostało skarcone przez Ernesta Tatarę. Kolejne gole w wykonaniu Mateusza Szyszłowa i Leszka Kwiatkowskiego spowodowały, że kwestia wygranej była praktycznie zamknięta. Wprawdzie natychmiast na 2:4 piękną bramkę zdobył jeszcze Krzysztof Gap, ale na nic więcej „Pokerzystów” nie było stać. Z kolei Bombardino strzeliło jeszcze jedną bramkę, a dokonał tego Tatara.

III liga: FC Fabryka Formy – Va Bank 3:0 (2:0)
W 1. kolejce Fabryka Formy łatwo straciła punkty z Va Bankiem, wypuszczając niemal pewną wygraną z rąk. Tym razem aspirująca do awansu ekipa Andrzeja Czaplińskiego nie miała litości dla „Bankowców”, fundując im trzybramkowy bagaż. W 7 min jak rasowy snajper w polu karnym Va Banku zachował się Radosław Mazur. Sprytnie oszukał Jacka Wróbla i po chwili mógł pakować piłkę do pustej bramki. W 11 min wprowadzony na boisko chwilę wcześniej Michał Turowski podwyższył na 2:0. Po przerwie gra się zaostrzyła, doszło do kilku scysji, a sędzia Jakub Baran miał ręce pełne roboty. Był też czysto piłkarski akcent w postaci trzeciej bramki dla Fabryki, zdobytej przez Mazura.

Puchar Ligi: Neo – Underground Poker League 1:0 (1:0)
Tylko jedna bramka padła w poniedziałkowym meczu 1/8 finału Pucharu Ligi pomiędzy Neo a UPL. Starcie dwóch pierwszoligowców na korzyść ekipy Neo rozstrzygnął w 5 min mocnym uderzeniem Marek Błaszczak. UPL nie składał broni w walce do ostatnich sekund, a tuż przed końcem gry fantastyczną paradą Neo uratował Mateusz Sędzielewski. Piłka po bardzo mocnym strzale z dystansu zmierzała w samo okienko, ale popularny „Sędziel” zbił ją na rzut rożny. Wcześniej okazji z obu stron było zresztą jeszcze kilka, ale piłka do bramki wpaść nie chciała.

IV liga: KS Świeżaki – TRANS-AUDYT.pl 2:0 (1:0)
Świeżaki pokonały TRANS-AUDYT.pl i zrównały się punktowo na finiszu rundy wiosennej z KS Marmotą. Ten wyrównany mecz miał jednego bohatera – człowieka, który zrobił różnicę na korzyść wicelidera tabeli. Mowa o młodym Miłoszu Turewiczu, który w końcówkach obu połów zdobywał bramki dla swojej ekipy. Gdyby nie on, raczej nie byłoby tej wygranej Świeżaków – gra była wyrównana, a TRANS-AUDYT.pl miał chyba nawet nieco lepsze sytuacje, ale w ataku tej drużyny wyraźnie brakowało skutecznego łowcy goli.

Ekstraliga: Poker Team – Antique 7:3 (2:1)
Na koniec rundy Poker Team zebrał naprawdę silny skład na mecz z Antique i pewnie pokonał beniaminka, choć do przerwy nie było to takie oczywiste. Wyrównany mecz był głównie zasługą faktu, że „Karciani” długo kompletowali swój skład, a kolejni „spóźnialscy” docierali na boisko przy Radzyńskiej w trakcie gry. W 5 min wynik meczu otworzył Kamil Cieśla, ale dwie minuty później po książkowej akcji Poker wyrównał, a piłkę do pustej bramki wbił Wojciech Krzymowski. Poker stosował oczywiście strategię z wycofanym bramkarzem, a w tej roli oglądaliśmy Konrada Tarkowskiego. Bramka na 2:1 dla Poker Teamu to strzał Grzegorza Górala z ostrego kąta po dość przypadkowej asyście Piotra Barana. Bramka „do szatni” na pewno nie pomogła „Stolarzom” – morale wyraźnie spadło i w drugiej połowie na boisku rządzili i dzielili zawodnicy Poker Teamu. Z każdą kolejną udaną akcją nabierali coraz większej pewności siebie i momentami po prostu wjeżdżali do bramki. Mecz z dubletami zakończyli Baran i Erwin Sobiech, a jedną bramkę dorzucił jeszcze Bartosz Nogas, który popisał się pięknym uderzeniem z dystansu. Honor ekipy Antique uratował Cieśla, który pokusił się w całym meczu o hat-trick, jednak tak on, jak i jego koledzy, byli bezradni wobec świetnych poczynań rywala, który grał z polotem, jak na czterokrotnego mistrza ligi przystało.

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.