Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich

"Wokół LAKP" (462)



Dzieciaki wracają do szkół, Polska reprezentacja wraca do przegrywania, pogoda wraca do irytowania wszystkich dookoła. Ot, szara rzeczywistość jesieni, którą mocno starają się ubarwiać zawodnicy w Orlikowej Lidze Szóstek. Im bliżej finiszu sezonu, tym sytuacja staje się gorętsza. Poznaliśmy finalistów Pucharu Ligi, ale genelranie aż roi się od niewiadomych...

Krupniki07 – Bystra Wojciechów 1:1 (1:1)
Lider czwartoligowej tabeli potknął się w środowy wieczór, w rywalizacji z Bystrą Wojciechów. Zdecydował o tym przede wszystkim początek, kiedy to odważnie grająca Bystra zdobyła gola po rzucie karnym. Sprokurował go Adam Psujek, a okazję na bramkę zamienił Sebastian Janicki. Ekipa Tomasza Sijewskiego natychmiast ruszyła do odrabiania strat, ale Bystra pokazała, że nieprzypadkowo jest w górnej połówce tabeli i nieźle się broniła. W końcu w 10 min starania Krupników przyniosły efekt w postaci bramki Grzegorza Kosika. Gdyby ktoś nam wtedy powiedział, że to już ostatni gol w tym meczu – raczej byśmy nie uwierzyli. A tak właśnie się stało. Krupniki mimo optycznej przewagi musiały zadowolić się remisem.

Szerszeń Team – Herbowa 3:0 (2:0)
Mecz Szerszeń Teamu z Herbową rozgrywany był awansem. Faworytem byli walczący o awans zawodnicy w żółto-czarnych strojach. Dość szybko uwidoczniło się to w boiskowych wydarzeniach, którym ton nadawały „Szerszenie”, a zwłaszcza Daniel Mróz. To on w ładnym stylu w 7 min dał swojej drużnie prowadzenie, a tuż przed przerwą obsłużył idealnym dograniem Arkadiusza Kiliszka, który z łatwością trafił do pustej bramki. Herbowa była bezradna wobec dobrze grających rywali – odgryzł się jedynie Michał Sochan, ładnie uderzając z rzutu wolnego – do szczęścia zabrakło bardzo niewiele. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie. Nowe twarze w Herbowej wyraźnie potrzebują czasy, by zaaklimatyzować się w zespole i lidze. Takich problemów nie ma oczywiście Daniel Mróz – to on w 23 min ustalił wynik meczu na 3:0.

Bempresa – Softdeco 7:4 (2:0)
Na początek soboty drużyny Bempresy i Softdeco zafundowały nam bardzo ciekawe spotkanie, które rozkręcało się dość powoli. Pierwsza połowa nie była zbyt ciekawa – fatalnie grające Softdeco przegrywało 0:2 po golach Michała Popajewskiego i Mateusza Zaręby. W przerwie panowie grający w tym meczu w białych znacznikach musieli powiedzieć sobie kilka ostrzejszych słów, bo na drugą połowę wyszło inne Softdeco. Zanim rozpoczął się jednak „remont”, Bempresa trafiła na 3:0. Sygnał do odrabiania strat dał Tomasz Wnuk, ale chwilę po jego golu team Mariusza Kędry znów znalazł drogę do siatki. Od stanu 4:1 Bempresa praktycznie całkiem przestała istnieć. W 27 i 30 min Wnuk skompletował już hat-trick, a wynik był bliski remisowego. W 37 min Wnuk dał się we znaki swoim dobrym kolegom z Bempresy po raz czwarty! Mało tego, po chwili mógł zdobyć gola na 5:4, ale na drodze stanęła mu poprzeczka! I wtedy niespodziewanie zespół Kędry przebudził się z letargu i wypunktował dziurawą defensywę Softdeco. Bramki Popajewskiego, Pawła Rutkowski i Tomasza Kulisza ostatecznie załatwiły sprawę. Trzeba jednak przyznać, że emocji nie zabrakło i chłodny wrześniowy poranek przestał na moment być tak depresyjny.

Underground Poker League – Wściekłe Psy 2:0 (0:0)
Twarde i zacięte spotkanie stworzyły UPL i Wściekłe Psy. Pierwsza połowa nie przyniosła goli – sporo było za to kontrowersji, wzajemnych uszczypliwości i pretensji do bogu ducha winnego sędziego. W drugiej połowie z tego swoistego chaosu narodziły się jednak dwa gole – pierwszego zdobył Kamil Ogórek, skutecznie wykonując rzut karny, podyktowany za bezsensowny faul na Arturze Nehringu. Nehring został bohaterem tego meczu, bo dwie minuty później odwrócił się z obrońcą na plecach i z piątego metra wpakował piłkę do siatki. To była akcja, której nie powstydziłby się żaden napastnik z wyższej ligi. Wściekłe Psy ruszyły do odrabiania strat, ale nie miały szczęścia, a i dokładności brakowało. Poza tym przez cały mecz dobrze i czujnie spisywał się Bartosz Suchanowski. 2:0 dla UPL.

FC Mamrotki – Nieproszeni Goście 4:0 (1:0)
Mamrotki rozpoczęły rundę finałową IV ligi od efektownego wyniku, który polskim kibicom w sobotni poranek kojarzył się z piątkową traumą meczu Dania – Polska. Początkowe minuty meczu z Nieproszonymi Gośćmi nie zapowiadały jednak tak dobrego finiszu Mamrotek. Rwana i niezbyt ładna gra nie przechylała szali zwycięstwa w żadną stronę. Kluczowy okazał się rzut wolny, który zamykał pierwszą połowę. Marcin Bodzak strzelił w kierunku bramki, piłkę trącił Krzysztof Komar, a Patryk Drozd był bezradny. W drugiej połowie „Niedźwiedzie” spokojnie broniły swojej bramki i trzykrotnie wyprowadzały ciosy zza podwójnej gardy. Najpierw Zbigniew Próchno, następnie Sławomir Łoński, a w ostatniej akcji meczu również Marcin Bodzak. Nieproszonym Gościom wyraźnie zabrakło jakości w ofensywie – strzały przeważnie mijały bramkę Mirosława Łońskiego, który bodaj tylko dwa razy został zatrudniony celnymi uderzeniami.

Elektro-Spark – KP Starówka 3:0 walkower
W piątkowy wieczór ekipa Starówki poinformowała organizatora o tym, że z powodu problemów kadrowych nie stawi się na sobotnim meczu z Elektro-Sparkiem.

Ekipa 666 – MW Lublin 5:2 (1:1)
Zaskakujący przebieg miała rywalizacja Ekipy 666 z MW Lublin. Na nieco ponad trzy minuty przed końcem prowadziło MW Lublin, by ostatecznie przegrać aż 2:5. Zaczęło się zresztą równie zaskakująco, bo pierwsza bramka padła już w 9 sek! MW Lublin nie zdążyło „powąchać” piłki, a już Paweł Mierzwa trafił do siatki. W 6 min do remisu doprowadził jednak Tomasz Dąbrowski, który nieatakowany przez nikogo oddał dobry strzał z dystansu. Na początku drugiej połowy MW Lublin wyszło na prowadzenie za sprawą Marcina Roczniaka, który strzałem do pustej bramki wykończył bardzo ładną akcję Michała Sitko. Od tego momentu MW Lublin skupiało się praktycznie wyłącznie na głębokiej defensywie, co zemściło się w końcówce. Ostrzeżeniem były strzały zawodników Ekipy 666, które obiły konstrukcję bramki. W końcu i słupek postanowił być bardziej przychylny dla „Piekielnych” i po kolejnej próbie Mierzwy z dystansu, piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. To był kluczowy moment, bo niedługo potem Ekipa 666 kompletnie „rozklepała” obronę MW Lublin i Mierzwa skompletował hat-trick. Rozbita takim obrotem spraw drużyna Grzegorza Stępnia praktycznie zupełnie stanęła, co wicelider III ligi wykorzystał z łatwością – po kontrach dwa gole z olimpijskim spokojem zdobył Filip Jeżewski.

716 – Undefined Team 1:0 (0:0)
Tylko jeden gol padł w meczu 716 z Undefined Team. Było to spotkanie wyrównane, w którym ciężko było wskazać stronę przeważająco. Jednym i drugim nie można było odmówić chęci, nikt nie kalkulował i raczej wynik 0:0 nie satysfakcjonowałby nikogo, ale długo właśnie na takie rozstrzygnięcie się zanosiło. W końcu jedyną bramkę zdobył Marek Woś. W końcówce Undefined kilkukrotnie było bardzo blisko wyrównania, ale w jednej z sytuacji wyborną, instynktowną interwencją nogami popisał się Artur Sitko. W ostatnich sekundach Undefined zmarnowało także rzut wolny tuż zza pola karnego, który wywołał spore kontrowersje.

Promil – Antique 0:2 (0:1)
Cenne punkty pogubił Promil. W sobotni wieczór zespół Michał Olecha, bez kilku kluczowych zawodników (m.in. Pawła Wieczorka czy Mateusza Dudka) musiał radzić sobie ze „Stolarzami” z Antique. Team Krzysztofa Chilimoniuka wcale nie był w lepszej sytuacji personalnej – grał bez rezerwowych. W tej zaciętej, ale bardzo sportowej rywalizacji, więcej zimnej krwi w kluczowych momentach zachowali zawodnicy w zielonych strojach. W pierwszej połowie znakomite prostopadłe podanie starszego z rodu Chilimoniuków wykorzystał Marcin Bijas. W drugiej odsłonie kierownik Antique do asysty dorzucił także gola. Promil potrafił przerzucić ciężar gry pod bramkę Przemysława Hajkowskiego, ale groźne sytuacje tworzył dopiero w końcówce, gdy sytuacja była już niewesoła. Dobrze broniący „Hajek” nie dał się pokonać ani razu i mimo ambitnej postawy, Promil wrócił do domu z pustymi rękami. Spotkanie na pewno nie zawiodło jednak naszych oczekiwań.

Cormay – Plaga Szczurów 1:2 (1:0)
W trudnych warunkach, przy intensywnie padającym deszczu przyszło o ligowy punkty walczyć ekipom Cormay i Plagi Szczurów. Walka była równie intensywna i twarda, a zwycięstwo wyszli z niej zawodnicy Plagi Szczurów, którzy dzięki sytuacyjnym strzałom Łukasza Sobczaka i Jarosława Lakutowicza odwrócili losy meczu. Do przerwy górą był Cormay, prowadząc po bramce Pawła Tobiasza. Z minuty na minutę outsider III ligi coraz rzadziej był w stanie zagrażać bramce Roberta Sadurskiego, a coraz częściej do głosu dochodzili piłkarze w biało-czarnych kostiumach. Plaga wyraźnie na fali wznoszącej.

KP Wicher – Robimy Marketing 2:3 (0:1)
Spod topora uciekła ekipa Robimy Marketing, zdobywając trzy punkty w starciu z Wichrem. Już w 1 min wynik otworzył Patryk Łysakowski, który w strugach deszczu wykazał się szybkością i sprytem. Kolejne minuty nie przynosiły zmiany rezultatu mimo usilnych prób z obu stron. Mecz nie był zachwycający, a kolejne bramki, które padły już w drugiej połowie, wynikały z pojedynczych błędów zawodników. W 17 min na 2:0 trafił lider Marketingu, Arkadiusz Dąbrowski. W odpowiedzi kontaktowe trafienie dla Wichru zanotował Adrian Wójcik. Zrobiło się ciekawiej, a wynik był sprawą otwartą. Szanse zespołu Kamila Adryjanka pogrzebał minutę przed końcem Dąbrowski. Rozmiary porażki zniwelował jeszcze Mateusz Pogoda, ale na więcej zwyczajnie zabrakło czasu. Oddech rywali wciąż czuć na plecach, ale 5 punktów różnicy na korzyść ekipy Kamila Balcerka to już przyzwoity kapitał.

Bio Berry – Multimel 2:2 (1:0)
Podziałem punktów zakończyło się starcie Bio Berry z Multimelem. Zacięte, ale mocno przeciętne zawody nie zwiastowały gradu bramek. Jednak na nudę nie mogliśmy narzekać. W 7 min na prowadzenie wyszła ekipa Bio Berry po bramce swojego kierownika, Mateusza Szczepańskiego. Chwilę po zmianie stron do remisu doprowadził Adrian Puzio. Gdy w 19 min na 2:1 dla Bio Berry trafił najaktywniejszy na placu Michał Mucha, wydawało się, że spotkanie jest rozstrzygnięte. Nic bardziej mylnego. Minutę przed końcem spotkania jeden punkt dla Multimelu uratował Kamil Rak.

Weterani – Va Bank 2:0 (2:0)
W dobrej formie znajdują się Weterani, którzy w niedzielę zasłużenie pokonali Va Bank. O tym ile „Bankowcy” tracą bez Karola Wróbla, przekonywaliśmy się już nie raz. Nie inaczej było w starciu z ekipą Roberta Świcia. Va Bank nie tworzył praktycznie żadnego zagrożenia pod bramką Piotra Pitury – atak pozycyjny nie istniał. Weterani już do przerwy zapewnili sobie spokojne prowadzenie, choć w tym momencie żachnąłby się Czesław Michniewicz, który twierdzi, że 2:0 to najniebezpieczniejszy wynik. Na 1:0 trafił niezawodny Michał Gregorowicz, a podwyższył potężnym uderzeniem Marcin Miturski. Obie bramki padły po klasycznych kontratakach. W drugiej części okazji było jeszcze więcej, ale Weterani wszystkie zmarnowali.

RKS Perła – Adampol Team 4:1 (2:1)
Sinusoida Adampolu trwa w najlepsze. Po dobrym występie przeciwko Hüttenes-Albertus Polska ekipa nieobecnego Krystiana Jocia poległa w starciu z Perłą. „Perłowi” już po 6 minutach prowadzili 2:0 po golach Michała Nurzyńskiego i Adriana Wrony. Adampol błyskawicznie odpowiedział trafieniem trzymającego dobrą formę Michała Babiarza, ale był to "łabędzi śpiew" świdniczan. Gdy nie ma kto strzelać goli i kreować dobrych sytuacji, trudno myśleć o korzystnym rezultacie. Perła wykorzystała wszystkie potknięcia rywali, aplikując kolejne dwie bramki autorstwa ponownie młodszego z klanu Nurzyńskich oraz Michała Młynarczyka. Porażka 1:4 zepchnęła Adampol na kolorowe pole w dole tabeli. Czy ktoś jeszcze w marcu mógł spodziewać się takiego obrotu spraw?

Husaria – Herbowa 2:2 (0:0)
O swoim deja vu mogą mówić zawodnicy Husarii, którzy po raz kolejny zremisowali 2:2 z zespołem, którzy przez 25 minut grał w pięcioosobowym składzie. Tym razem była to Herbowa, która zostawiła na desancie kreatywnego Michała Drozda, a sama utrudniała rywalom życie, jak tylko mogła. Mimo wszystko Husaria doszła do kilku znakomitych okazji, ale w pierwszej połowie wszystkie koncertowo zmarnowała. Ciekawie zrobiło się po przerwie, kiedy dwukrotnie dał o sobie Drozd, niespodziewanie dając zespołowi z osiedla Błonie prowadzenie 2:0 (sic). Husaria pozbierała się jednak i zdołała odrobić straty po bramkach Sławomira Chocyka i Artura Kwietnia. Napór Husarii trwał do końca, ale Herbowa zdołała się obronić, a w końcówce nawet skontrować, ale już bez efektu bramkowego. Jedni i drudzy nie mogą być w pełni usatysfakcjonowani tym wynikiem, ale bezwzględnie Herbowej należą się brawa, a Husarii kolejny werbalny lincz w stylu Tomasza Hajto na temat Pawła Dawidowicza.

Widok – PHU Pad-Bud 6:1 (3:1)
Mimo braku zmienników Widok poradził sobie z Pad-Budem i odniósł trzecie „jesienne” zwycięstwo. Po pechowo przegranym finale Pucharu OLS, ekipa Marcina Szweda idzie jak po swoje w lidze. Finisz na podium bardzo realny. Zaczęło się właśnie Szweda, który niespodziewanie w 2 min zdecydował się na strzał z dystansu i uderzył piłkę na tyle mocno i precyzyjnie, że zaskoczył Piotra Zawadę. Pad-Bud odpowiedział sześć minut później za sprawą Radosława Kiełbowicza, który najpierw wywalczył rzut wolny, a potem z drobną pomocą rykoszetu zamienił go na gola. To nie był jednak dobry mecz Pad-Budu. Brakowało kreatywności, jaką zapewnia Paweł Bugała. W 10 min po dośrodkowaniu spod samej linii końcowej, nogę do piłki dostawił Jarosław Plewik i Zawada mógł mieć słuszne pretensje do swoich obrońców, ale potem nie pozostało mu nic innego, jak wyciąganie piłki z siatki. W 19 min Łukasz Knosala świetnie zabrał się z piłką po prostopadłym podaniu Cezarego Grzegorczyka, a następnie wykonał wyrok na rywalach. 3:1 do przerwy. Pad-Bud nie był ani na moment w stanie zepchnąć rywali do głębszej defensywy. Upływający czas przybliżał więc Widok do końcowego sukcesu, a jeszcze bardziej przybliżyła bramka starszego z braci Knosala, który  w 26 min miał już na koncie dublet. Kolejne minuty to istna profesura Widoku. Drużyna w błękitnych strojach grała perfekcyjnie z punktu widzenia taktycznego, a rywal nie utrudniał specjalnie realizacji. W końcówce najpierw „Knosi” skompletował hat-trick, a następnie swojego gola nr 2 dorzucił jeszcze Plewik i Pad-Bud został rozgromiony na własne życzenie.

Stara Gwardia – Bulbazaury 1:1 (0:1)
Już w 1 min meczu Bulbazaury wyszły na prowadzenie, wykorzystując ciąg pomyłek w defensywie drużyny Gwardii. Piłkę do bramki skierował Maksym Romaniuk. Z czasem Gwardia osiągnęła drobną przewagę, ale nie potrafiła zamienić jej na gola. Widowisko delikatnie mówiąc nie zachwycało, a mówiąc wprost – było dramatycznie słabe. W tej marności narodził się jeszcze jeden gol, oczywiście po prostym błędzie – tym razem bramkarza Bulbazaurów, który wypuścił z rąk prostą piłkę. Za akcją do końca podążył Daniel Borzęcki i za chwilę strzelał już do pustej bramki. Remis 1:1 nie krzywdzi żadnej ze stron, ale jakoś gry skrzywdziła wszystkich oglądających.

Politechnika Lubelska – Primavera 1:3 (0:1)
Nie zawiódł mecz na szczycie I ligi, w którym Politechnika mierzyła się z Primaverą. Mecz głównych kandydatów do awansu stał na wysokim poziomie i potwierdził wysokie aspiracje obu ekip, które niedługo mają szansę spotkać się ponownie – w finale Pucharu Ligi. Primavera już tam jest, Politechnikę czeka jeszcze w momencie gdy piszemy te słowa półfinał. W momencie wydania numeru sprawa będzie jasna. W pierwszej połowie padł tylko jeden gol. Bezpośrednio z rzutu wolnego trafił Adrian Armaciński, który już niepierwszy raz w LAKP zaskoczył bramkarza podkręconym strzałem przy krótkim słupku. Wniosek prosty – źle ustawiony mur. Kilka minut po przerwie Armaciński znalazł się w sytuacji sam na sam z Pawłem Szpindą i w momencie gdy podcinał piłkę nad bramkarzem, ten wyciął go równo z trawą. Sam poszkodowany pewnie wykorzystał rzut karny. Po chwili jednak piłkę na „wapnie” ustawiali także zawodnicy Politechniki, bo głupi faul na Dawidzie Pikulu w narożniku pola karnego popełnił Przemysław Małaj. Tu również faulowany zawodnik nie bał się piłkarskich zabobonów, wziął piłkę pod pachę, a potem wyegzekwował sprawiedliwość. Podopieczni Andrzeja Kurysa mieli więc jeszcze szansę na zmianę rezultatu na korzystniejszy, ale w 23 min ich nadzieje rozwiał Dawid Skoczylas, który po indywidualnej akcji wpakował piłkę do bramki, wcześniej mijając obrońców i bramkarza jak slalomowe tyczki. Niewątpliwie ten mecz wygrał zespół lepszy.

GOL-asy – Centrum Handlowe Olimp 0:2 (0:1)
Dość łatwe punkty zgarnął Olimp. Zespół Marcina Iwana w starciu z GOL-asami był stroną bardziej zdeterminowaną, co potwierdził zdobyciem dwóch goli. W pierwszej odsłonie na listę strzelców wpisał się Bartłomiej Perestaj, zaś w drugiej wynik ustalił jeden z najaktywniejszych na boisku Michał Urbaś. GOL-asy nie potrafiły skutecznie zagrozić bramce Iwana, który nie miał tego dnia zbyt wiele pracy, a ze wszystkich obowiązków wywiązywał się poprawnie. Team Piotra Roja jest coraz bliżej baraży o utrzymanie. Z kolei Olimp krok bliżej pozostania w II lidze.

Moore – Poker Team 4:6 (2:3)
Poker Team zalicza swój najgorszy sezon w historii, ale to wciąż Poker Team. Brutalnie przekonali się o tym w niedzielę zawodnicy Moore. W szlagierze tej kolejki od początku działo się sporo. Dużo lepiej w mecz weszli „Karciani”, którzy już po kilku minutach prowadzili 2:0, a na liście strzelców widniały nazwiska Piotra Barana i Bartosza Nogasa. Ogniem odpowiedział jednak Mariusz Gołociński, który „odpalił” naprawdę solidną bombę z dystansu. W 16 min strzał Łukasza Sobiecha obronił jeszcze Jakub Kosikowski, ale piłka powędrowała wysoko w górę i spadła praktycznie na nogę Michałowi Rycerzowi, który wbił ją za linię bramkową, mimo kolejnej rozpaczliwiej interwencji popularnego „Kosika”. Wynik w 19 min zniwelował Marcin Urban. W drugiej połowie nie brakowało kontrowersji. Zawodnicy Moore domagali się drugiej żółtej kartki dla Łukasza Sobiecha, który przytrzymywał Gołocińskiego. Sędzia zastosował jednak przywilej korzyści (czy słusznie?), a w takiej sytuacji do żółtej kartki wraca się tylko jeśli miało miejsce tzw. nierozważne przewinienie – sam fakt przerwania korzystnej akcji nie zachodzi – tak stanowią Przepisy, które zmieniły się w tej materii kilka lat temu. Poker kontynuował więc grę w pełnym składzie, a w 30 min podwyższył na 4:2 po bramce Rycerza. W 36 min po bardzo składnej akcji wciąż aktualni mistrzowie ligi podwyższyli na 5:2, a Rycerz miał hat-tricka. Po minucie odpowiedział jednak Tomasz Olek, spokojnym strzałem finalizując indywidualną akcję. Nadzieje Moore zostały rozwiane po kolejnych 60 sek. Maciej Kleszcz sfaulował wychodzącego na czystą pozycję Rycerza, za co obejrzał czerwoną kartkę. Rzut wolny gola nie przyniósł, ale po chwili Andrzej Jezierski sfaulował w polu karnym Łukasza Sobiecha – wątpliwości nie było żadnych – rzut karny. Piłkę na punkcie karnym ustawił Paweł Bielak i było 6:3. W ostatniej minucie rozmiary porażki swojej drużyny zmniejszył jeszcze Urban, ale nie o niską porażkę tu chodziło – w walce o mistrzostwo ligi trzy punkty odleciały bezpowrotnie.

ZiP Kalina – Ipso Iure 3:1 (3:0)
Po porażce z Widokiem na zwycięską drogę wróciła ZiP Kalina. Mecz z zamykającym tabelę Ipso Iure nie był jednak na pewno łatwym spotkaniem dla lidera. „Prawnicy” zmobilizowali się, do gry po kontuzji wrócił Paweł Maziarz, a na boisku nie zabrakło też nowego nabytku drużyny – Krystiana Okoniewskiego. Kalina w stosunku do meczu z Widokiem także była wzmocniona, bo po kartkowej karencji powrócił najlepszy strzelec drużyny – Sebastian Szymanek. Jego pierwsza groźna akcja w tym meczu zakończyła się obiciem poprzeczki, ale potem było już znacznie lepiej – „Łysy” w 11 i 15 min pokonywał Andrzeja Ciołka i zrobiło się 2:0. Przed przerwą prowadzenie podwyższył jeszcze Jacek Piekarczyk. Druga połowa nie była już tak dobra w wykonaniu Kaliny, która głównie starała się nie stracić korzystnego wyniku, zwłaszcza po tym jak stratę Ipso Iure zniwelował w 25 min Przemysław Rola. „Prawnicy” rozegrali jednak stanowczo za mało płynnych akcji, by realnie zagrozić w tym meczu jak zwykle solidnej do bólu defensywie ZiP.

M.A.S. Sport Dziesiąta – Softdeco 12:2 (6:1)
Dużo lepsza frekwencja, zarówno ilościowa jak i jakościowa nie pomogła Softdeco w starciu z rozpędzoną ekipą M.A.S. Sport Dziesiątej. Ekipa Mateusza Gawryszczaka była szybsza, bardziej zdecydowana, zwyczajnie lepsza. Gracze Piotra Wójtowicza mimo niezłych momentów przegrywali niemal wszystkie „stykowe” piłki, co skutkowało kontrakcją rywali, którzy w niedzielny wieczór byli brutalnie skuteczni. Tuzin goli podzielili między siebie Jakub Sobieszek (sześć), Gawryszczak (trzy), Damian Brzozowski, Adam Abratkiewicz oraz Karol Sionkowski. Softdeco zdołało odpowiedzieć bramkami Dariusza Wojciechowskiego i Macieja Ostrowskiego. Świński remis, 12:2.

M.A.S. Sport Dziesiąta – Rapid 7:2 (4:0)
Dziwnie układały się losy rywalizacji M.A.S. Sport Dziesiątej z Rapidem. Do przerwy było 4:0 i w zasadzie „pozamiatane”, a na boisku rządził i dzielił Jakub Sobieszek, który ewidentnie jest w wyśmienitej formie. Jednego gola dorzucił też Mateusz Pawlak. Dziesiąta chyba zbyt szybko poczuła się zwycięzcą tego meczu, a dwa gole Rapidu (Karol Ręba i Marcin Zapał) szybko sprowadziły drużynę Mateusza Gawryszczaka na ziemię. Grający bez rezerwowych Rapid nie był jednak w stanie pokusić się o nic więcej, choć zmarnowanych podbramkowych sytuacji szczególnie żałować może Radosław Chmielnicki. Dziesiąta w końcówce strzeliła jeszcze trzy gole (dwa Gawryszczak i jednego znów Sobieszek) i wyjechała z Niemiec, tych pod Lublinem, z wynikiem 7:2.

Szerszeń Team – Mat-Geo 1:2 (1:0)
Jesienny falstart Mat-Geo jest już przeszłością. W poniedziałkowy wieczór drużyna Mateusza Szuraja dość nieoczekiwanie odprawiła z kwitkiem Szerszeń Team. Dlaczego nieoczekiwanie? Ano dlatego, że to zespół "Hornets" nadawał ton boiskowym wydarzeniom. Dobra dyspozycja i szybka, dokładna gra długo nie przynosiły rezultatu. Jednak w 12 min do dośrodkowania z rzutu rożnego świetnie ruszył Rafał Szkoda i mocną główką posłał piłkę w przeciwległe okienko. „Szerszenie” kontrolowały boiskowe wydarzenia, choć z minuty na minutę gracze Mat-Geo byli coraz bliżej celu. W 21 min wydawałoby się rozpaczliwy strzał Łukasza Maleszy przemienił się w piękną „brazylijkę” – odpalona „torpeda” odbiła się od poprzeczki i zatrzepotała w siatce bezradnego Łukasza Zinkiewicza. Piłkarski fart sprzyjał Mat-Geo do samego końca. Heroiczna szarża Marcina Nowakowskiego na minutę przed końcem meczu zakończyła się bardzo szczęśliwym golem – rykoszetująca o nogę rywala piłka zmyliła golkipera „Szerszeni” i wpadła do bramki, ku radości nie tylko drużyny Mat-Geo, ale również ligowych rywali oczekujących na swój mecz – Neo i Zawsze Spoko. To oczywiście ze względu na sytuację w tabeli.

Bempresa – Malagenia 1:2 (0:1)
„Ciemność widzę, ciemność!” Ten klasyk polskiego filmu dobrze pasuje do pierwszej połowy meczu Bempresy z Malagenią, która toczyła się przy zapadającym mroku. Jako że opiekuna obiektu w Niemcach zwyczajnie nie było, doczekaliśmy się przerwy przy egipskich już niemal ciemnościach. W międzyczasie udało się dodzwonić do administratora, który ruszył na odsiecz naszym oczom. Trzeba było jednak poczekać i przerwa meczu trwała jak w futbolu na 11-osobowym boisku – 15 minut. W lepszych humorach na zapalenie świateł czekali gracze Malagenii, którzy prowadzili 1:0 po przepięknym golu Bartłomieja Gargola, który z dystansu przymierzył w samo okienko. Gdy wreszcie wróciliśmy do gry, Malagenia spokojnie kontrolowała przebieg boiskowych wydarzeń, a gdy nadarzyła się okazja – strzeliła drugą bramkę. Prostą stratę zaliczył Mariusz Kędra, piłkę przejął Marek Ostrowski, minął z łatwością bramkarza i umieścił futbolówkę w siatce. Bempresie nie można było jednak odmówić walecznej postawy. Zryw w końcówce przyniósł gola kontaktowego, ale jak się później okazało, także i honorowego – strzelił go Michał Jaworski.

Zawsze Spoko – Neo 1:2 (1:1)
Potknięcie „Szerszeni” wykorzystali gracze Neo, którzy w meczu na szczycie II ligi po ciężkim boju pokonali Zawsze Spoko. Mecz z gatunku tych „na noże”, mocne tempo od samego początku i otwarta, ofensywna gra z obu stron prokurowały sporo groźnych akcji. Wiele z nich kończyło się jednak albo przed polem karnym rywala, albo niecelnym uderzeniem. W 6 min lewą flanką pomknął Bartłomiej Łebek i mocnym, płaskim strzałem w krótki róg pokonał Krzysztofa Stachyrę, który mógł lepiej zachować się w tej sytuacji. Zawsze Spoko odpowiedziało tuż przed przerwą. Piłka powędrowała pod nogi Piotra Pyszniaka, a ten bez namysłu huknął z dystansu, zdejmując pajęczynę z okienka bramki Mateusza Sędzielewskiego. Pat trwał niemal do samego końca, a oba zespoły zażarcie walczyły o przechylenie szali zwycięstwa na swoją korzyść. Szczęście dopisało ekipie Neo. Minutę przed upływem regulaminowego czasu gry odbitą przez Stachyrę piłkę do pustej już bramki dobił Marek Błaszczak, zapewniając swojej drużynie bezcenne 3 punkty. Parafrazując klasyka gatunku, Tomasza Burnosa – tu jest bardzo ciekawie w tej lidze.

UMWL Szkoltex – piekarz-auto.pl 3:0 walkower
Piłkarska jesień w OLS jest jak na razie koszmarna dla zespołu piekarz-auto.pl. We wtorek drużyna „Canarinhos” nie zebrała składu i poddała mecz przeciwko „Urzędnikom” z UMWL.

LSM Team – PKS BIGOS 0:0
Gdy mecz dolnej strefy IV ligi kończy się bezbramkowym remisem, to można w ciemno obstawiać, że nie było to najlepsze widowisko w dziejach LAKP, delikatnie rzecz ujmując. Na tym jednak koniec szyderstw, bo paradoksalnie nie było to też najgorsze spotkanie. Obu ekipom się chciało – było trochę walki, przyzwoite tempo, kilka sytuacji, ale za każdym razem zawodnikom ofensywnym brakowało „tego czegoś”. Najlepszą sytuację zmarnował Tomasz Moszczycki, który uderzył z woleja mocno, ale na tyle blisko środka bramki, że dał Wojciechowi Bujakowi szansę na wspaniałą paradę.

Puchar Ligi: Adampol Team – Politechnika 1:1 (0:0) k. 2:3
Mecz Adampolu z Politechniką rozpoczął się z kilkuminutowym opóźnieniem, a Adampol Team tylko sportowej postawie Politechniki zawdzięczał, że nie przegrał walkowerem z powodu „spóźnialstwa”. Mało brakowało, a „Polibuda” zapłaciłaby za tę dobroduszność odpadnięciem z Pucharu Ligi tuż przed finałem. Pierwsza połowa spotkania nie przyniosła bramek, ale szczególnie w początkowej fazie toczyła się pod dyktando Adampolu, w szeregach którego brylował szczególnie Paweł Uliczny. Po zmianie stron dość szybko „Piekarze” rozegrali składną akcję, którą strzałem do pustej bramki wykończył Krystian Joć. Politechnika musiała zaatakować odważniej, ale Adampol nie ustępował. Kluczowa dla losów rywalizacji akcji miała miejsce w 22 min, kiedy to Dawid Pikul wykorzystał dobre podanie i precyzyjnym strzałem doprowadził do wyrównania, a jak się później okazało – także do rzutów karnych. W nich więcej zimnej krwi zachowali podopieczni Andrzeja Kurysa – pomylił się tylko Pikul, nie trafiając w światło bramki. Świdniczanie aż trzy razy przegrali pojedynki z Pawłem Szpindą, który został w ten sposób bohaterem półfinału i wprowadził Politechnikę do meczu o trofeum. Żeby dodać wszystkiemu dramaturgii, aura uraczyła nas w ostatnich minutach deszczowym anturażem.

Szóstki tygodnia:


 








 

Serwis korzysta z plikow cookies w celu realizacji uslug zgodnie z polityka prywatnosci. Mozesz okreslic warunki przechowywania lub dostepu do cookies w Twojej przegladarce lub konfiguracji uslugi.